
Sophie Haydock, Cztery muzy, tłum. Izabela Matuszewska, Albatros 2022:
Nie, nie, nie – tak chciałoby się napisać. To nie jest prawdziwy Egon Schiele. Autorka znakomitego profilu na instagramie, Sophie Haydock, w swojej książce tworzy, jak mi się wydaje, uproszczony psychologicznie wizerunek artysty. Tak jakby autor zmysłowych obrazów był w gruncie rzeczy grzecznym chłopcem, pragnącym jedynie sztuki dla sztuki, podczas gdy malowana i szkicowana przez niego cielesność pełna jest rozbuchanej pożądliwości, tego samego gatunku co Iwaszkiewiczowska pożądliwość życia.
Natomiast intensywność erotyzmu w dniach katastrofy, kiedy zna się już okrucieństwa ciała i toczy z nim totalną wojnę, ujawniło mi malarstwo Schielego (…) spalało go namiętne dążenie, żeby ciało uratować, żeby je za wszelką cenę zatrzymać, a skoro ono mimo to wciąż mu się wymykało, żeby je przynajmniej rozszarpać – pisze Ceronetti. Bo to o zachwyt, jestem przekonany, chodziło i jeszcze o tę pewność, że (…) na wieczność będzie miała dziesięć lat, nie zostanie wdową (…), nie umrze na serce: o sprzeciw wobec upływu czasu, ucieczki chwil – dodawałem, pisząc o Fränzi, muzie Kirchnera i Pechsteina. Żywoty równoległe tego samego roku, modelka i malarz: ona w Dreźnie, Tatiana w Krumau.
Tej cielesności w życiorysie i malarstwie Schielego jest dużo więcej niż – być może – mogą znieść współcześni cenzorzy. Stąd Haydock bardzo ostrożnie opisuje związek uczuciowy łączący Egona z Gertrudą, w istocie pozbawiając go jakiegokolwiek erotycznego napięcia. To chyba w ogóle mój największy zarzut do całej książki: uczucia opisywane są w niej bez jakiegokolwiek zaangażowania.
Schiele jest ważny w moich zapiskach. Umieściłem go nawet w swojej litanii, na jego przykładzie wątpiłem w opatrzność. Pewno dlatego czuję teraz zawód. Nie, to nie jest zła książka, jest po prostu przeciętna – pasująca do serii, w której wydawana jest Daphne du Maurier (a jeśli ktoś chce poczuć wiedeńskiego ducha sprzed wybuchu Wielkiej Wojny niech lepiej sięgnie do fenomenalnego „Wiednia 1913„).