Dziennik z podróży w czasie zarazy (3)

wp-1602571432909.jpg

Wstęp. Ćwiczenie z filozofii

Zastanawiam się nad arché spacerując pomiędzy Ostseebad Brösen a Neufahrwasser. Zapewne myślicie, że zmyślam wymyślny początek zapisków (grafomani tak mają), ale tak naprawdę to tylko zadanie z podręcznika, które rozwiązuje M. Dałbym głowę, że dwadzieścia lat temu napisałbym miłość, która porusza słońce (z XXXIII pieśni) i był pewny, że to zasada świata. Gdzie się podziała moja wiara w harmonię i dobrostan? Gdzie mi uciekła cała metafizyka?

Piątek. Cierń

Nie mogę się oderwać od natrętnej etymologicznej myśli, że Toruń i cierń znaczą to samo. Jazda a jeden i a dwa nie przynosi żadnej przyjemności, co dziwi, znam przecież własną skłonność ku podróżom. Nie ma zbyt wielu zdjęć. Dopiero w ostatniej godzinie, kiedy słońce zagląda do kawy, pojawia się jakiś przebłysk: odrobina uczucia.

Sobota. Wyspa

Długo nie byłem świadomy wyspy. Prom do Świbna, z samego rana jechaliśmy wtedy do Gdańska, żeby wzdłuż niej, potem koło rafinerii, trafić na plac z trzema krzyżami. Znacie tę historię, bo opisywałem ją już parę razy (por. tutaj). Waham się tylko, czy to był jelcz, czy jednak ikarus. Na samym początku „Fuerte” autor opisuje swoją pierwszą wyspę. Myślę, że Sobieszewska była moją.

Sobota. Koniec

Tam, gdzie kończy się Wisła, piasek ma zapach podobny jak na Urzeczu, jeszcze nieosolony. Wierzbina jest rzadka. Muszle rzeczne napotykają swoich morskich krewnych. Meduzy z rozpaczy popełniają samobójstwa w piasku (nie ma czasu ratować ich wszystkich). A. wybiera bursztyny, które w domu okazują się maleńkimi krzemieniami, od których czuć ogień.

Sobota. Próba mitu

Mity z Południa nie pasują tutaj: kiedy na kolanach, budowała mury Troi na plaży, uwiódł Ledę Zeus przybrany w łabędzia… Potrzeba do nich innego światła. Tutejsza para łabędzi lecąca nisko nad łachą przypomina raczej potężne białe myśliwce (mity ludów północnego morza zawsze opowiadają o wielkiej wojnie).

Sobota. Ciocia Jagoda

Szła plażą od miasta. Poznajesz mnie? Dziecko zaprzeczyło, lekko speszone odwracało wzrok w kierunku morza. Więc nic, żadnych uścisków, ucałowań. Wszystko, co robiliśmy, czym się cieszyliśmy, przez te pierwsze lata, to jest nasze, nie Dziecka, wspomnienie.

Niedziela. Muzeum

A jednak Polacy są stworzeniami lądowymi, powtarzam sobie oglądając gabloty. Przeczuwałem to już w Portugalii.

Do kronik zarazy jesiennej

Piątek. Tłumy na Głównym Mieście, gwar jakby było normalnie, ale normalnie nie jest. Brak surowych ograniczeń jak droga do katastrofy.

Sobota. Na drodze. Maseczki na zewnątrz. Pięć tysięcy trzysta. Wplata się w rozmowy. Modele naukowców, funkcja wykładnicza. Kompletna porażka rządu, do której nie chce się przyznać: być może, prawdopodobne, nie spodziewaliśmy się.

Fragment z Tischnera wysłany przez J. Zaraza z dziennika Defoe traktowana jako metafora. Już nie musimy czepiać się metafor.

Zaprzeczanie istnieniu zarazy. Od religijnych uzasadnień (u proroka z Pobożna) po patriotyczną nowomowę (maska: kaganiec dla polskości). Popadanie w irracjonalność, zupełnie tak samo jak w opowieściach o wybraniu Polaków i ich niewinności.

Niedziela. Jest blisko. Na tyle, że o znajomych możemy już pisać ma covid-19. Dużo bliżej niż wiosną, wtedy siedzieliśmy w naszych domach-fortecach. Teraz chodzimy po mieście pośród morowego powietrza. Każdy przechodzień może być przechodniem zero.

Nie jest karą boską. Inaczej Trump, Bolsonaro, Szumowski, Czarnek ledwo dychaliby pod respiratorami. Jest ironiczna (ale poglądy ma raczej prawicowe).

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s