
Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni, Cyranka 2021:
Ksiądz woli sernik niż śmierć (s. 10). Po tym jednym zdaniu zachwyciłem się powieścią Barysa. Śmierć czyha na każdym kroku, przywołują ją – pojawiające się jak refren – tytułowe kości. Odróżnić życie i śmierć wcale nie jest łatwo.
Podobnie jak w powieści Tove Ditlevsen, życie okazuje się być jedynie formą umierania, powolną agonią: porzucaniem nadziei. Zresztą w świecie przedstawionym granice nie są jasno zarysowane: w spotkaniu zmarłych i żywych ciężko orzec, kto z nich jest bardziej widmowy (patrz: Saunders). Pabianka bowiem nie jest ani Styksem, ani Lete.
Tak naprawdę Łukasza Barysa podziwiam za niesamowity przeskok pomiędzy autorem a narratorką. Dominująca ostatnio jest przecież narracja pierwszoosobowa, przypominająca autobiografię, gdzie narrator i autor (narratorka i autorka) bez problemu – tak wydaje się czytelnikowi – zamieniają się rolami. Prawdziwą maestrią jest więc prowadzić opowieść z perspektywy czternastolatki i to w taki sposób, że trudno uwierzyć, że pisze ją mężczyzna. To jest właśnie moc literatury, chapeau bas!
1 Comment