
Wznawiając po latach niesłusznie zapomniane „Czerwone tarcze”, zresztą oprawione w bardzo atrakcyjną czerwoną okładkę, wydawnictwo Marginesy reklamowało je jako polską wersję „Gry o tron”. Rzeczywiście powieść Iwaszkiewicza ani pod względem językowym, ani fabularnym nie zestarzała się. A moment, w którym Wippon po raz pierwszy pojawia się na jej kartach, wstępując do gospody, śmiało mógłby wyjść spod ręki Tolkiena.
1. Täli
Ujrzeli, jak przez dziedziniec przebiegła dziewczynka niewielka i niezwykle świetnie ubrana, cała w złotogłowiu – śmiała się tak, że tylko ten śmiech widzieli i trochę złocistych włosów. Została po niej, jak po przelocie wilgi, złota smuga w wieczornym powietrzu (s. 22).
Odkrywam w tym Jarosławowym pisaniu znowu to coś, co pozostaje Niewypowiadalne: tajemny, subtelny język, który skrywa prawdziwe uczucia. I chociaż nie ma w „Czerwonych tarczach” scen erotycznych, takich jak w literaturze byśmy oczekiwali dzisiaj, jest to powieść erotyczna w zupełnie innym znaczeniu.
Erotyzm – zapisałem kiedyś – który należy rozumieć – tak jak u Jarosława – jako pożądliwość życia, pełni, obfitości, może nawet bóstwa, jako chwytanie tego, co najważniejsze: chwili.
Przypominam sobie Jarosława w Kopenhadze, wówczas kiedy pisał „Czerwone tarcze” i oglądał się w porcie za młodymi marynarzami. Gdzieś w połowie powieści okazuje się, że Täli kończy dopiero piętnaście lat.
2. Henryk
Okazuje się, że po przeczytaniu powieści, całkiem sporo pozostaje, jeśli chodzi o niuanse rozbicia dzielnicowego. Siedzimy w niedzielny wieczór u J. i M., a ja przypominam sobie umieszczone na końcu powieści drzewa genealogiczne Piastów i Stauffów (znowu jak w dodatkach u Tolkiena) i popisuje się wiedzą na temat książąt i książątek, potomków Krzywoustego.
„Czerwone tarcze” są powieścią o wyborze, którego dokonuje Polska, ciągle – od ponad tysiąca pięćdziesięciu lat – ten wybór pozostaje taki sam, i okazuje się równie trudny do dokonania. Zachód czy Wschód? Żółte kopuły Palermo, ruiny Segesty i marzenie o wspólnocie czy drewniane dworzyszcza, spory o nieważne sprawy i partykularne interesy? Na mapie Europy, czy poza nią – tak jak w scenie z Rogerem (por. tutaj). Nie sposób nie pisać o tym właśnie dzisiaj, gdy na zaproszenie rządu do Warszawy zjechali ci wszyscy, którzy Europę chcieliby wysadzić w powietrze i wyrzucić nas znowu poza jej ramy. Myślicie, że rządzący są szaleńcami? Poczytajcie o Piastach u Jarosława.
Powieściowy Henryk Sandomierski należy do kategorii polskich bohaterów romantycznych. Jest tym, który zaskarbia sobie przyjaźń cesarza, który widzi i marzy o wielkich rzeczach, można powiedzieć, że staje się obywatelem Europy, tego wspólnego dziedzictwa, w którym mieści się i wysoka kultura, i prawo. Czytelnikom wydaje się przez moment, że uda mu się wyrosnąć ponad prowincjonalność podzielonych ksiąstewek potomków Krzywoustego. Jest przecież Europejczykiem, który powróciwszy z wielkiego świata, dowiaduje się, że jego ziomków bardziej interesują spory o polowania na bobry niż papiestwo i cesarstwo razem wzięte. Brzmi znajomo?
Po powrocie Henryk poddaje się apatii. Polska dokonuje z nim tego, czego na co dzień dokonuje z nami: zmienia go w gnuśnego, kastruje marzenia i każe odwrócić głowę od Zachodu. Tu jest twoje miejsce Henryku. Z tej krainy Nigdzie usiłuje Henryka uratować cesarz, ale jest już za późno. W Krzyszkowie dokonuje się konfrontacja obu postaw. Henryk staje przed niepowtarzalną okazją: może odzyskać koronę, może stać się cesarskim bratem, ale nie potrafi już powiedzieć: tak. Zostaje upokarzający hołd lenny jego brata i powrót do Sandomierza. Bez Europy – odczytujemy fabułę dzisiaj – staniemy się jeszcze jednym wasalnym państewkiem, ale – co wcale nie dziwi – wybieramy właśnie taką możliwość.
Konsekwencją Krzyszkowa staje się całkowita zapaść Henryka. Odrzuciwszy cesarza, odrzuca w gruncie rzeczy wszystko to, czego doświadczył poza Polską. Jego plany nie są już realizacją wielkiego marzenia, stają się podjazdowymi wojenkami z podobnymi jemu: krótkowzrocznymi, swarliwymi i – powiedzmy to szczerze – niezbyt pasującymi do Europy. Jak się okaże, można na Europę się uodpornić, czego przykładem jest Kazimierz, który powraca z Zachodu zupełnie Zachodem niezainteresowany.
Henryk umiera bez sensu, tak jak umierają Polacy: w powstaniach, które nie mogą prowadzić do zwycięstwa, zwabieni obietnicami bez pokrycia, w pułapkach, które sami na siebie zastawiamy.
3. Judka
Nocą parę wozów tego tałatajstwa wywieziono do sąsiedniego zamku, który także był własnością Wippona. Byli to po prostu żydzi, jak oznajmił Täli Henrykowi. Żydzi? Skąd żydzi u Wippona? Nie wiadomo, ale byli to żydzi (s. 105).
Jarosław zapisuje te słowa na dziesięć lat przed konferencją w Wannsee. Może przez to, przez przeczucie tego, co nastąpi, bo historia się powtarza, jest w nich tak niesamowity mrok. A potem jest jeszcze sprawa Judki.
Książę dokonuje sądu. Skazuje na ukamienowanie żydowską dziewczynę. I jest tumult na sandomierskim wzgórzu, i motłoch nieznający litości. A kilka lat po wydaniu „Czerwonych tarcz” taki sam motłoch podpali stodołę w Jedwabnem. Brzmi Jarosław w tym miejscu tak okrutnie proroczo, prześwietlając antysemityzm i ten urzędowy, i ten zwyczajny, codzienny. Może to też jeden z powodów, dla którego „Czerwone tarcze” nie stały się powszechną lekturą.
1 Comment