Dziennik. Liryka dnia powszedniego

Karl Friedrich Schinkel, pokój-namiot w zamku Charlottenhof, 1830, źródło: instagram.com

(śnię frazy Jarosława, całe, nowe. zawsze tak mam jak za dużo czytam starych mistrzów)

I

na baranku boży dziewczynki dzielą czekoladę. nabożnie przyjmując jej cząsteczki. gęsiego potem idą szybko po białe opłatki na język.

mała dziewczynko. spleć złote włosy na baranku boży. obdarz nas spokojem.

II

pada śnieg na żoliborzu. ludzie rzucają ku.wami. autobus nie ulega zaklęciom. nie przyjeżdża wcale.

III

po drugiej stronie miasta niebieski mężczyzna prowadzi charcika w niebieskim skafandrze. na pustym placu zabaw huśta się niebieska kobieta. palce mi marzną, piszę, jeden przystanek, inny kontynent.

IV

ja to bym poszła, gdybym była zdrowa, pod halę mirowską albo marymoncką – w kolejce pod mięsnym astmatyczna staruszka z pasją opowiada o drobiu – tak chętnie bym poszła, ale nie dojdę. teraz dzwonią tylko i pytają czy jeszcze żyje. ze mną niedobrze, ale jeszcze żyję.

a ja – mówi młodsza, z bemowa przyjeżdża do mięsnego – mam siedemdziesiąt pięć lat. mąż po udarze, siedemdziesiąt cztery, nic nie robi, leży, śpi, czyta. książę.

(rzeźniczych noży baranku boży)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s