Dziennik [nienazwany]

Środa. Z kraju

Minister od oświaty niepokoi się otyłością u dziewczynek. Kolejny raz władza martwi się o kobiece ciała, tak się rozochociła ich kontrolowaniem. Dzieje się to w kraju, w którym psychiatria dziecięca kompletnie upadła.

(Skąd oni ich biorą? – myślę sobie, ale ze wstydem zagryzam wargi: z Lublina i z Pobożna).

Czwartek. Chłopiec

Powinienem napisać o tym, co znalazłem w swoich starych zapiskach, ale przypomniałem sobie rzeczy jeszcze starsze.

O tym zabawnym chłopcu z dużego miasta na obozie niby-harcerskim (nietrzeźwą komendantkę odnoszą do namiotu chłopacy w czarnych koszulach Nirvany), który przegrywa (albo tak mu się zdaje) rywalizację, bo nie umie zaśpiewać piosenek Akcentu. Później siedzi i układa własne wiersze przebity, jak święty Sebastian, chybioną strzałą. (Ile lat będzie się leczył ze skłonności do patosu?)

Czwartek. Legenda o języku

Po co się uczysz portugalskiego? – dopytuje A. – Żeby stąd wyjechać. – Tak brzmi wersja legendarna. Naprawdę boję się zrobić przykrość aplikacji, która nagradza mnie, gdy jestem pilny i zasmuca, gdy się nie staram.

Czwartek. Miasto

Dziecko oniemiało. Po roku prawie metrem do miasta. Cieszy się, że Plac Wilsona, który pamięta z kiedyś. Nie da się go oderwać od fioletowego pałacu. Zatrzymuje się czytać w przejściach podziemnych.  Kiedy wracamy, zasypia przejęty w sto osiemdziesiąt.

Czwartek. Muzeum

I

Pełne gabloty tych małych ceramicznych stworzeń: ni to zabawek, ni pamiątek z podróży. Mali ludzie, małe zwierzęta, ciupeńcy bogowie. Drobiazgi, które należy odkurzać a kurz pustyni gorszy jest niż w mieście.

Odbijam się w nich: niejasne coś pomiędzy pojawieniem się a zniknięciem.

II

Daleką boginią jesteś z pustego ołtarza. Do ciebie się modlę, gdy nie umiem. Chowam cię w plikach na pulpicie. Jestem Grekiem, Etruskiem, mieszkańcem Niniwy.

III

Bogowie się zmieniają, przychodzą, odchodzą. Jeden tylko kieszonkowy Dionizos taki sam, proponuje tu i teraz i napić się wina. Nigdy nie miałem cierpliwości do czerwonofigurowych waz, ale jemu wierzę.

IV

We wszystkich narzeczach talita kum: nie umarła, jeno tylko śpi. Ale cóż marmurowe powieki nie chcą się podnosić, mocno trzyma ciało zwój, czuwa nad nim lisiogłowy bóg.

Zapomnijcie o misteriach, to nie pomaga: siódmy rok pielęgnuję tę starą przestrogę.

V

Zupełnie inaczej odczytuję „Polskę. Siłę obrazu” po książce Leszczyńskiego (tutaj). Trochę ironicznie brzmią te zapewnienia spisane na ścianach sal. Może dlatego najdłużej przyglądam się „Makom” Weissa: siła obrazu jest odwrotnie proporcjonalna do Polski.

Piątek (któryś). Z kraju

Pan doradca się zaśmiewa: lepszy ha-ha-ha-harassment z sekretarką, niż gdyby syn miał chłopaka.

Piątek. Z kraju

Na pierwszej stronie ogólnopolskiego dziennika zawodowa katoliczka stawia pytanie: zastanówmy się, jak karać kobiety. Szybka jest ta ścieżka do Talibanu.

Piątek. Hala

Pustawo, mróz wygnał sprzedawców, Grek podaje odrobinki słodyczy. Na darmo. Można słuchać rozmów albo tęsknić. Kiedy będzie miała pani policzki?

Piątek. Z kraju

Ciężarówka talibów hałasuje na Alejach Jedynego Papieża głosząc kres aborcji i rzucając fatwy. Nad miastem unosi się niewinny napis: Kochajcie się mamo i tato, jako zachęta do prokreacji. Gdzieś ktoś pracuje już nad wytycznymi o długości spódnic.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s