I
Cytat z pieśni Kryla o kacie pojawia się gdzieś w połowie książki, ale potem już nie chce cię opuścić aż do ostatniej strony, aż do ostatniej literki. Bo to jest, w gruncie rzeczy, bardzo trudna książka. Zaczyna się jak przygody Pana Samochodzika i czyta się ją lekko, nieco ironicznie, czwórka przyjaciół, nowa uczelnia, aż zaczynasz sobie przypominać Nowy Świat i Żurawią. Nic bardziej mylnego. Na końcu czytasz po kilka stron i odpoczywasz, zupełnie tak samo jak czyta się raport którejś z komisji prawdy. To za dużo.
II
Rozdziały poprzedzają motta. Zapisuję to z Foucault: Historia „rzeczywista” różni się od historii historyków tym, że się nie opiera na żadnej stałej, albowiem nic w człowieku – nawet jego ciało – nie jest wystarczająco trwałe, aby zrozumieć innych ludzi i rozpoznać w nich siebie (s. 240).
III
Lubiłem poszukiwać Jana Nepomucena i zbierać jego fotografie. Rodzaj hobby dla kogoś, kto zaliczył właśnie na piątkę przedmiot Ikonografia świętych. Pojawiał się niespodziewanie nad wiejskimi rzekami, w małych białych domkach albo na słupach. Pojechaliśmy kiedyś (dawno, dawno) do Kotliny Kłodzkiej i tam były prawdziwe nepomukowe żniwa. Właściwie wystarczały mi zdjęcia i legenda. Nigdy – do teraz – nie pomyślałem o Janie jako produkcie kontrreformacyjnego pi-aru. Inna sprawa sądziłem, że należał do grona owych świętych męczenników – jak Stanisław czy Beckett – na których wyżył się zdenerwowany średniowieczny król. Nic nie wiedziałem o beatyfikacji dopiero w osiemnastym wieku.
IV
Nie lubię analogii: wydają mi się – jako środek fabularny – z lekka naciągane. Także w przypadku „Legendy o języku”, książki o okrucieństwie komunistycznej władzy. A może (cytuję Szymborską): nic się nie zmieniło, ciało drży, jak drżało.
Nie lubię analogii, ale przychodzi mi na myśl: nękanie uczestników/czek strajku kobiet, rewizje i zatrzymania nastolatków za flagi i napisy z ośmioma gwiazdkami, groźby, że się ich powyrzuca ze szkół i uczelni, kurator za to, że ktoś źle myśli o Polsce.
(tłum. Tomasz Grabiński)