Jean-Claude Götting, Instants Volés

1.

To zawsze działa w ten sam sposób. W ubiegły piątek pojawiło się na którejś ze stron, które podczytuję, kilka ascetycznych czarno-białych grafik (jedna z nich zdobi zresztą mój ostatni dziennik) artysty, którego nazwisko nic mi nie mówiło. Moje oko zawładnęło moim umysłem.

(Tak samo było w Berlinie, wtedy, przed „Sądem Parysa” Otto Muellera i którejś zimy na Krakowskim w oknie galerii, gdy olśniła mnie – i olśniewa do dziś – malarka Ka., której błękitny obraz obrastają teraz po bokach wieżowce kupowanych nałogowo książek.)

Stąd potrzeba osobistego zachwytu: w środę listonosz przyniósł wysłany z Belgii album.

2.

Jedną z bohaterek moich zapisków była Fränzi Fehrmann (tutaj): malowana przez Kirchnera i Pechsteina, wieczna dziewczynka, którą podobnie jak Alicję Lidell (tutaj), dzięki sztuce nigdy miało nie dotknąć przekleństwo dorosłości i przemijania.

I pierwsze, co przychodzi mi na myśl, gdy spoglądam na okładkę „Instants Volés” to stwierdzenie, że Fränzi wydoroślała. Wyobrażam sobie, że to właśnie ona zasnęła ze zmęczenia dorosłym życiem: w czerwonej bluzce na czerwonym fotelu, jeszcze palcami przytrzymując kubeczek espresso.

Więc nie udało się wam, ekspresjoniści z Drezna: waszą małą modelkę też porwano do Troi.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s