Dziennik. Czwarta podróż do Portugalii (IV)

 

IMG_20200901_113747

Dwie noce

(Vale dos Homens) Rozpada się powoli. Na białe i czarne kamienie. Najcenniejsze mają białe żyłki, białe kwiaty jak z japońskiej laki. Kiedy wyjmiesz jeden z Oceanu i schowasz do kieszeni stanie się pospolity. Jak twoja kieszeń.

(Monchique) Co roku w sklepie z nalewkami kupujemy talerzyki z rybkami (nigdy nie kupujemy nalewek, które dojrzewają w słojach na zapleczu). W tym roku zarazy wygląda to nadzwyczaj uroczyście.
Obrzęd zaczyna się po wybraniu, spakowaniu i zapłaceniu:
Pani od nalewek wyciąga butelkę płynu dezynfekcyjnego i spryskuje mi dłonie.
Następnie spryskuje swoje dłonie.
Dziękując, podaje mi świeżo zdezynfekowanymi rękami torebkę z talerzykami.
Odbieram ją takimiż rękami dziękując.

Jedna noc

(Monte Clérigo) Tata Muminka usiłował zrozumieć przypływy i odpływy, a działo się to na zwyczajnej wyspie nad zwyczajnym morzem. Notował w zeszyciku na skalnej półce kolejne obserwacje.
Nad Oceanem czas porusza się w pętli. Wystarczy odczekać cierpliwie. Dorzuć do tego jeszcze księżyc, a już wymyślasz filozofię lub, nie daj Boże, teologię. Najważniejsze czego się tu uczę dotyczy własnych śladów: wcześniej czy później się rozmyją.
Nawet fotografie.
W tym roku dużo fotografii. Mała instagramowa obsesja. Obawiając się zamknięcia w granicach, chciałbym schować jak najwięcej.  Lecz są tylko teraz.
Rozmywają się.
We mgle ludzie tracą na realności. Przyglądam się jak z obawą zbliżają się do wody, biegają, maleją. Ratownik jeden jest potężny, gwiżdże i grzmi. Jak lew ryczący wśród owieczek – opowiada Dziecko cytatem z Lindgren, nie świętego Piotra.
Potem skaczemy w falach. Cieknie po ciele Ocean. Usiłuję zapamiętać. Na nic.

IMG_20200902_123638

Dzień

(Ja) Pierwszego dnia bociany obsiadywały jeszcze drzewa i latarnie. W kolejnych przyłapaliśmy je na rozlewiskach Arade. W dniu wyjazdu już ich nie było. A więc to też nie są ciepłe kraje.

(Faro) Drobnych domów zaułki, od samochodu w dół, bocianie gniazda na wieżach, potem w prawo, znowu w lewo. Restauracja w ścisłym reżimie sanitarnym. Wita gości listą nakazów i zakazów. Kelner zgina się w pół. Dopóki nie napijesz się wody, nie możesz otworzyć ust. Ocean spotyka się z lądem: małże podają z wieprzowiną. Carpe diem – napisane nad barem.

IMG_20200903_153440

(Faro) Nad katedrą nieustanny szum silników. Odkąd przestały latać samoloty – powiedziała M., to był jakiś początek zarazy. W Faro nie ma tramwajów. Ledwo bije na czwartą dzwon. Podrywa się kolejny do lotu. Niedługo też nasz.

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s