(Archiwum Stasi w Berlinie; dpa; źródło: sz.de)
1.
Z pewnym lękiem sięgałem po ten tom. Nigdy jeszcze nie kupowałem książki, o której peany wypisywałyby prawicowe portale. Czy kupując, ach te skrupuły, nie wspieram finansowo dobrej zmiany? Przekonywało mnie, że o „Biografiach odtajnionych” bardzo dobrze wypowiadał się C., którego zdanie szanuję, nawet jeśli posądzam go po cichu o utopię. Zresztą na okładce w roli szwarccharakteru występował Jarosław (aż na dwóch zdjęciach!), co było argumentem dodatkowym. Poza tym „Mahatma Witkac” to była świetna książka a przecież autorka nie może się aż tak zmienić. Może.
Mam przed sobą przykład prawicowego reportażu biograficznego. Ludzie są w nim jednoznaczni, nie ma żadnych odcieni ani niuansów, wyborów ani wątpliwości (a przecież na tym polega życie!). Nie ulegają namiętnościom, nie są stawiani w dramatycznych sytuacjach. Obowiązuje ich prawicowa wersji predestynacji: rodzisz się by być żołnierzem wyklętym albo ubekiem. Autorka nawet nie próbuje zrozumieć, zajmuje się głównie oceną (stąd niektóre jej wyrażenia są nie tyle subiektywne, co brutalne). Historia też jest czarno-biała:
podstawiasz staruszkowi nogę że wyrżnie mordą o bruk
aniołek spuszcza główkę
dasz staruszkowi 5 groszy
aniołek podnosi główkę
Co więcej ta jednoznaczność przejawia się w ocenie moralności seksualnej. Autorka, posiadająca uprawnienia sądu ostatecznego, orzeka, kto prowadził się dobrze, a kto był ku..ą i pe..łem (żeby było jasne: nie ma tam wulgaryzmów ani takich określeń). Łatwo się zorientować, że komuniści i ich współpracownicy byli do cna zdegenerowani, a dobrzy bohaterowie wyznawali heteroseksualną monogamię.
2.
W pierwszym rzędzie winię system narzucony nam przez Stalina, a nie ludzi wziętych w jego kręgi. (…) Mój temperament, moja troska o wszystkich Polaków, w tym i o tych, którzy coś może w innej epoce nabroili, każe mi zapominać przeszłość, zabrania mi mieć o nią pretensji (s. 171).
Joanna Siedlecka nie może pojąć, w jaki sposób Maciej Morawski, ofiara donosów, jest zdolny wypowiadać się w ten sposób. Rzeczywiście, mamy tutaj dwie różne wizje mierzenia się z przeszłością. Siedlecka chce ujawniać, obalać autorytety (obalanie sprawia jej szczególną radość jak w przypadku Zawieyskiego), wyszukiwać zdrady, Morawski – a ma do tego większe prawo – chce zapomnieć, bo widzi ludzką słabość i podłość systemu.
Rozliczenie przeszłości to nie jest temat łatwy. Bardzo trudno osiągnąć tutaj jednoznaczność, do której dąży Siedlecka. Filmografia: „Życie na podsłuchu” (tutaj) pokazuje, że ludzie dokonują wyborów w oparciu o emocje a dobro i zło nie są wcale przypisane im na stałe; z kolei „Rysa” (tutaj) usiłuje opowiedzieć o zdradzie najgłębszej, bo dokonanej w rodzinie i niemożności przebaczenia. „Czeski błąd” (tutaj) poucza, że ułomność, nazwijmy to grzechem pierworodnym, jest cechą każdego. Bibliografia: najostrzej z przeszłością rozlicza się Péter Esterházy w „Wydaniu poprawionym” (tutaj), ale i on zauważa, że zdrada to dramat. Na niejednoznaczność dokonywanych wyborów wskazuje Dariusz Rosiak w „Wielkiej odmowie” (tutaj); nad nią zanotował autor bloga: ocena nigdy nie będzie jednoznaczna, bo ludzie z natury są niejednoznaczni.
Nie można pisać historii wyłącznie w oparciu o ubeckie teczki, bo będzie to jedynie proteza historii.
3.
A może chodzi o zakłamanie i hipokryzję, może z tymi dwoma smokami walczy Joanna Siedlecka i ci wszyscy, którzy chcą odtajniać, upubliczniać i demaskować? Nie mogą uwierzyć, że można się zmienić, wyprzeć z pamięci, zracjonalizować to, co się robiło, że się popełnia błędy, dokonuje nietrafnych wyborów, jest się łasym na zaszczyty, damskie i męskie wdzięki, że się człowiek łatwo wikła.
Odkłamuję wizerunek kanonizowanego niemal Zawieyskiego, chlubi się autorka, opisując jak bardzo źle się prowadził (zarzut nr 1) i jak łatwo dał się oplątać podsłuchami i kamerami (zarzut nr 2). Z pewnym obrzydzeniem czytam ubeckie opisy orgii i szybkich numerków, czuję jakbym razem z rechoczącymi oficerami właził mu do łóżka. Czy to jest zarzut, że był słaby, złakniony seksu oraz władzy? Czy dla Prawdy (bo tak chyba powinna o niej pisać Siedlecka) warto sięgać po takie szczegóły? Gdzie jest ten moment, w którym samemu zaczynasz przyswajać metody, o których piszesz?
4.
O ile jestem wyrozumiały wobec życiorysów, w których małość miesza się z wielkością, o tyle, nagle staję po stronie Siedleckiej, gdy chodzi o konfidentów z zawodu, trzeciorzędnych poetów i pisarzy, którzy misją swojego życia uczynili szkodzenie innym, większym od siebie. Siedlecka – nawiązując do „Amadeusza” – nazywa ich Salierimi: miernotami, które nie znoszą wielkości. Może dlatego, że przeraża mnie wizja dyktatury Salierich?
5.
O Jarosławie, mimo zdjęć, niewiele.
1 Comment