(Marian Bogusz, Za 5 minut przed północą w Nankin, 1948, Zachęta, źródło: zacheta.art.pl)
W pierwszej sali spogląda Jarosław na wysokości fotograficznej. Dobrze się zapowiada, myślę, ale to nieprawda. Wystawa rozczarowuje (A. daje jej dwa na pięć), niemniej fotografia z dzieckiem i Jarosławem, sądzę, udana.
Próba recenzji z wystawy „Sztuka zaraz po wojnie”
Sala pierwsza poświęcona odbudowie z ruin. Całe zatrzęsienie eksponatów bez żadnego obiektu, który skupiałby uwagę, obiektu centralnego. Chaos potęguje przyciemnione światło, w którym słabo widać szkice i zdjęcia. Nie wiadomo jaki jest klucz ich wyboru. Podobnie w sali nr 2 opowiadającej o wojennej traumie. Ma się wrażenie, że wybrano to, co najbardziej szokuje: zdjęcia stosów zwłok, zmasakrowanych ciał i pieców krematoryjnych (powinno być oznaczenie, że tylko dla dorosłych). Sala trzecia najbardziej odkrywcza, z niej Marian Bogusz, surrealista malujący prawie tak jak Miró. Ciekawa również część (sala nr 4) o wątkach antycznych w powojennej sztuce, chociaż niewiele w niej eksponatów.
Ucieczka w Morze Śródziemne, podobnie jak ucieczka w porcelanę (chaotyczna sala nr 5 poświęcona wzornictwu), okazują się być uniwersalnymi namiastkami radzenia sobie z życiem.
Sala szósta to Ziemie Zachodnie, jeszcze nie do końca nazwane, zamiast Nysy jest Nissa i znowu mnóstwo eksponatów. Przyzwyczajeni już do tego denerwującego natłoku, zostajemy zaskoczeni ostatnią salą: potężnymi odlewami Dunikowskiego, socrealistycznymi supermenami. Czymś, co pozostaje w pamięci. Monument w służbie każdego reżimu.
Można zgromadzić w kilku salach mnóstwo przedmiotów, ale wiele nimi nie opowiedzieć. Można zrobić też zupełnie na odwrót, czyli lepiej. Ta przestroga obowiązuje nie tylko kuratorów wystaw, ale każdego twórcę, nawet pokątnego pisarza bloga. Można zapisać na nim mnóstwo słów, lecz nic nimi nie opowiedzieć (03.01.2016).