
W wersji kanonicznej ta opowieść powinna zacząć się tak: autor czuje w ustach smak magdalenki (tutaj: wafla czy też gofra z Liège, dokładniej z Senatorskiej), a w uszach sonatę Vinteuila (tutaj: Jacques Brel, Greatest Hits, płyta jeszcze z czasów licealnych) i przypomina sobie tamtą jesień, w której i wafle, i Brel były ważne.
Tej nocy wyszedłem z korytarzy metra na Rondzie Schumana. Jak zwykle trwały prace budowlane i padał deszcz. Potem schodziło się ulicą w kierunku kamieniczek, których każdego dnia było coraz mniej, bo zajmowały miejsce dla przyszłego hotelu, nijakiego jak większość nowych budynków w okolicy. Mijało plac z frytkami a potem kierowało się w stronę lidla i bożonarodzeniowego ciasta, które do dziś jadam z nabożeństwem. Padało coraz mocniej i było już ciemno, gdy docierałem do platanowej alei Luizy, wsiadałem do windy, która jak w „Dynastii”, zawoziła mnie wprost do mieszkania.
Tamtej samotnej jesieni działo się bardzo dużo. Zrastałem się z miastem, węszyłem po nim, zapuszczałem się w nie, kolekcjonowałem jego fragmenty. Zacząłem wtedy przedkładać modernizm ponad secesję. Wieczorami odwiedzałem kabinę telefoniczną Hinduski o hennie na dłoniach, po drodze mijając węgierską restaurację i bryłę kościoła ormiańskiego, który schował się za jednym z bloków Luizy. Oddawałem się pochmurności i hipochondrii.
Aż dziwne, że tak mało jest na tym blogu o tym, co się wtedy działo z jego autorem (dokumentacja fotograficzna okazuje się też nader mizerna, może dlatego tyle pamiętam?). Nie ma królowej Fabioli w kościele na Sablonie, wieczornych spacerów najpiękniejszą aleją Moliera i lęku, że na jej końcu jest szpital, odkrycia Uccle na końcowym tramwaju, przechadzki z K. aleją Lepoutre, skweru z papugami, godzin we fnacu w dziale sztuka, niedzielnych mszy w opustoszałych kościołach. Może jedynie ten zapis poniżej był jakąś nieudolną próbą opisu:
A może o tym, co jest w życiu ważne, dowiadujemy się dopiero potem? Kiedy już się wyjedzie, utraci, powoli zapomni szczegóły i zacznie tęsknić za przeszłością? Gdy miejsce utraconego miasta zajmuje to wyobrażone, do którego możesz wracać w każdym śnie. Z tej transformacji rodzi się przecież literatura.
(07.11.2015, rano)

2 Comments