Codziennie przechodzę obok domów-skazańców. Domy-skazańcy to dość częsty widok w mieście na literkę B. Jeszcze smutno patrzą swymi okiennicami art nouveau, jeszcze mamią framugami, attykami i zdobionymi bramami, ba nawet przypominają jeszcze o swym minionym życiu – tu i ówdzie zagubiony szyld, plakat, albo płytka glazury.
Ale już za plecami stoją im buldożery. Bo miasto na B przebudowuje się. Rosną monstrualne konstrukcje ze szkła i betonu, przy których Centrum Finansowe Puławska w stolicy Priwislinskiego Kraju wydaje się filigranowym klejnocikiem. A wszystko przez zaludniających te koszmarne budowle urzędników Nowej Europy.
Architektura zawsze świadczyła o duchu epoki. Gotyk pnący się do Najwyższego, słodycz baroku omamiająca zmysły, pompatyczny klasycyzm wzywający do powrotu do źródeł. A teraz to. Niekształtne szkło wsadzone w nieodpowiedni krajobraz. Forma bez wyrazu. (Ale jak się zastanowię, to chyba ta potworna architektura budowana na gruzach przytulnych dzielnic pasuje jak ulał do bezduszności czasów obecnych. Niestety.)