dziennik 48/22

Przygody prawicowego umysłu na wojnie

Naiwni są ci, którzy swą przyszłość opierają na słowach płynących z Zachodu
(p. Jędraszewski)

Wcale nie jest łatwo pisać o prawicowym umyśle, skoro się umysł ma lewicowy a w związku z tym cały świat wygląda nieco inaczej. Lewicowy umysł zaczyna od pytania, co to i po co są wartości, a kończy na pytaniu o bezinteresowność własnych intencji. Ogólnie umysł nieprawicowy stale jest kontrolowany przez wewnętrznego krytyka, który w zaskakujących momentach, każe wstawić w nawias nasze własne zachowanie (co zdarzyło mi się, któregoś razu nocą na dworcu, kiedy zadźwięczał we mnie dzwonek alarmowy i pojawiło się pytanie, czy rozdawanie dzieciom cukierków, to nie jest jakaś figura kolonialna, jakaś niezrównoważona relacja, czy nie czuję się przypadkiem dobrym panem?)

W umysłach prawicowych jest inaczej. Tam ciągle coś buzuje i bulgocze, ale nikt nie trudzi się samokrytyką. Wojna w Ukrainie i przyjęcie uchodźców obudziło masę różnych postaw, sytuacji często dla prawicowego umysłu (tak jak go pokazuje twitter) wprost granicznych.

Zacznijmy od wartości. To przecież rzekomo w ich obronie Rosja dokonała inwazji, popełniła zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, tudzież pół Ukrainy obróciła w perzynę. Pomijając aspekt wielkoruskości, system wartości, który ochronić miały czołgi z literką Z na pancerzu, jest systemem bliskim wielu prawicowym umysłom. Ochrona rodziny, podporządkowanie prawa interesom władzy, walka z mniejszościami seksualnymi i religijnymi, militaryzm, ciągłe napominanie o chrześcijaństwie jako źródle i korzeniu, legenda o zepsutym i upadłym Zachodzie, wreszcie wizja Europy jako potwornej ośmiornicy pochłaniającej to, co dla nas najcenniejsze – wszystko to od lat rzeczy, którymi karmi się prawicowy umysł (wystarczy poczytać katolickie media, co robię w Pobożnie). Nie na darmo prawi pan Jędraszewski – dla wielu Putin przed 24 lutego nabierał mesjańskich rysów, trudziły się ordojurki i tym podobne kreatury. W specjalnych instytutach zagrożenia badali wybitni specjaliści z katolickich uczelni. Jak bardzo tych prawicowych onanistów z Moskwy i Warszawy musi brzydzić ukraińska drag queen w żołnierskim mundurze.

Najnowszym osiągnięciem prawicowego umysłu w tej kwestii jest militaryzacja dzieciństwa. Rzekomo z powodu zagrożenia wojną zaczyna być propagowana wizja wychowania dziecka-żołnierza (opowiada o tym sam rzekomy „rzecznik praw dziecka’, jeszcze jeden ordojurkowy, czytaj: moskiewski, agent). Najciekawsze jest to, że Ukraina stara się chronić dzieci przed wojną, podczas gdy bezustanne działania na rzecz militaryzacji dzieciństwa podejmuje reżim w Moskwie. Te małe dzieci fotografowane z karabinami są przecież najlepszymi, bo ślepymi, obrońcami wartości. Fantazja o krucjacie dziecięcej trzyma się w prawicowym umyśle w najlepsze.

Można wskazać kilka rodzajów postaw wobec Ukrainy, ale też ukraińskich uchodźców. Pokrywają się one mniej więcej z wykształceniem osób, które je przejawiają. Od najbardziej wyrafinowanego, podszytego wiedzą historyczną, paternalizmu, poprzez najbardziej powszechnie – oczekiwanie wdzięczności, po prymitywne, ale wciąż obecne, okrzyki pogromowe.

Paternalizm, czyli Ukraina jest naszą młodszą siostrą

Należałoby zadać pytanie, czym przed 24 lutego była dla prawicowego umysłu Ukraina. A była w głównej mierze Kresami (obszarem mitycznym dla polskiej pamięci) lub rodzajem bufora między mocarstwami (Polska i Rosja traktowane na równi). Próbowałem zresztą kiedyś usystematyzować narracje używane w stosunku do tzw. Kresów i wyszło mi ich kilka (por. tutaj): postkolonialna, sentymentalna, dekonstruująca (raczej niezjadliwa dla prawicowego umysłu) i wreszcie rozwojowa. W dużej mierze opierały się one na założeniu, że Ukraina nieustannie nas potrzebuje, że jest młodszą siostrą, którą opiekujemy się, a w razie czego możemy na nią nakrzyczeć albo się obrazić, zabierając zabawki. Młodsza, a więc też nie tak dojrzała jak my, choć staramy się ją wychować jak najlepiej. Po 24 lutego okazało się, że to my potrzebujemy Ukrainy, że to jej bohaterstwo i ofiara ratuje nam, a zresztą całej Europie, cztery litery. Narracja musiała ulec modyfikacji. Jeszcze wyprawa kijowska pierwszego sekretarza była utrzymana w wizji opieki, jaką możemy objąć Ukrainę. Bardzo szybko jednak przebiła się zupełnie inna wizja: Ukraina jest dzielna, bo tak ją wychowaliśmy. Właściwie każdy sukces Ukrainy to sukces Polski, bo – w polskim imaginarium – nadal trwamy w unii jako Rzeczpospolita Trzech Narodów. Nagły renesans mrzonek historycznych o trwałej wspólnocie wbrew nie tylko Rosji, ale i Unii Europejskiej, jest niczym innym tylko kolejną wariacją postkolonialnej opowieści, w której nastąpiło wreszcie dowartościowanie Ukrainy. Skoro to dzięki nam Ukraina osiągnęła, to, co osiągnęła naturalnym dla prawicowego umysłu okazuje się oczekiwanie wdzięczności.

Dobrze ten paradoks pokazuje debata wokół w/na Ukrainie. Prawicowi intelektualiści traktują ją jako spór o władzę nad językiem, jakim mówimy o Ukrainie. Argument historyczny jest w istocie argumentem o nas: bliskość Ukrainy nakazuje używać na. Tak jakby przyimki istniały w stanie czystym. Bliskość (w umyśle już Rzeczpospolita Trzech Narodów) czy też językowe ubezwłasnowolnienie? Skoro język jest żywy a w stało się – pomijając racje gramatyczne i etymologiczne – wyrazem upodmiotowienia Ukrainy przez polszczyznę, należałoby uznać raczej tak brzmiący przyimek. Dla prawicowego umysłu jest to krok równie radykalny, co przyjęcie feminatywów, samookreślenia płciowego czy odrzucenie wiersza Tuwima o chłopcu z Afryki.

Oczekiwanie wdzięczności, czyli dobroć jako cecha genetyczna Polaków

Gdzieś głęboko w bezkrytycznym prawicowym umyśle zakotwiczyła teza o tym, że Polacy są inni, lepsi od pozostałych narodów. Immanentną cechą tożsamości narodowej Polaków okazywać się miało czynienie dobra. Pamiętamy te wszystkie puste frazesy o Polsce jako największym drzewie w ogrodzie Jad Waszem, połączone zresztą ze skrzętnym wymazywaniem i zaprzeczaniem draństwom popełnionym w historii. Solidarność z ukraińskimi uchodźcami miała zadziałać jak bielinka: raz na zawsze wybielić obraz Polski (pisałem już o tym jak władza podszywała się pod pospolite ruszenie). Umysł prawicowy nie znosi jednak bezinteresowności: powtarzane lub domyślne poczucie, że Ukraińcy powinni się odwdzięczyć, krąży jak widmo po neuronach bogoojczyźnianych. Każdy Polak powinien poczuć satysfakcję z wdzięczności, więc to nie jest tak hop siup.

Największym dowodem wdzięczności byłoby gdyby Ukraińcy stali się Polakami (jak wiadomo jest to ostateczne stadium rozwoju cywilizacji). Tą drogą zdaje się zmierzać szkoła. Przyswojenie „Pana Tadeusza” czy zapamiętanie ogromu zbrodni popełnionych osiemdziesiąt lat temu na Wołyniu powinno pomóc w dokonaniu odpowiedniego wyboru. Właściwie chodzi znowu o odkrycie, że wszystko, co mają – nie tylko schronienie w czasie wojny – Ukraińcy zawdzięczają Polakom. Bez Unii Lubelskiej i Powstania Styczniowego – kombinują funkcjonariusze od edukacji – nie byłoby Wyspy Węży.

Od tej pory powinniście – tak sądzi prawicowy umysł – zawsze wspierać Polaków. Może i walczycie w wojnie, może miasta są zbombardowane, ale najwięcej sprawiedliwych wśród narodów świata było właśnie tutaj. Testem dla prawicowego umysłu stało się więc głosowanie w Eurowizji. Ukraińskie jury testu nie zdało. Spotkało się za to z całkowitym potępieniem.

Okazuje się, że dobro dla prawicowego umysłu nie jest darem, lecz transakcją wymienną. Jeśli jedna z jej stron nie okaże odpowiedniej wdzięczności, trafi na wieki do polskiej opowieści: o dobrym Polaku i niewdzięcznym (proszę uzupełnić).

Okrzyki pogromowe, czyli co bulgocze pod spodem

Przez kilka miesięcy przed lutym, właściwie już od lata, trwały przygotowania. Propaganda dzień i noc pokazywała rozliczne zagrożenia ze strony uchodźców, którzy na nas napadli w Puszczy Białowieskiej. Niektórzy podszywali się pod dzieci, inni z Zachodniej Azji przyszli z kotami. Byliśmy gotowi walczyć z nimi o każdą piędź ziemi, o bagna, na których część z nich pozostała na zawsze. Byliśmy zatem gotowi na obronę Polski, uodpornieni na ludzkie cierpienie i wtedy wybuchła wojna.

Radykalne głosy musiały się wyciszyć. Wygrała obrzydliwa poprawność polityczna, która nie pyta ludzi o płeć, narodowość i wyznawaną religię. Oczywiście wiedzieliśmy jacy powinni być ci, którym pomagamy. Nie za bogaci, ale też bez przesady – nie za biedni. Od pierwszego momentu dozgonnie wdzięczni.

Ale przecież prawicowy umysł czuwa. Czeka tylko by potwierdzić swoje najgorsze przypuszczenia, że Polski już nie ma, tak jak nie ma Szwecji i w ogóle nie ma Europy, która porzuciła wszystkie wartości (dobrze, że jest ktoś jest, kto ich broni ogniem i mieczem). Wystarczy iskra, tweet, pogłoska:

Ukrainka obrzuciła sztuczną krwią ambasadora Rosji. Ponoć zadźgano człowieka na Nowym Świecie.

Mechanizm działa samoczynnie. Prawicowy umysł żąda deportacji, osądzenia, wydania Rosji. Potrzeba więcej policji, kontroli, pilnować ich, otoczyć murem (schemat jak na północnej granicy), bo zaczną zabijać albo nas wyproszą z naszej ojczyzny. Uruchamiają się filmy, które chcą byśmy oglądali funkcjonariusze od edukacji. Prawicowy umysł żywi się lękiem, nie jest ważne czy podsyca go propaganda Kremla czy „W sieci”.

Oczywiście można od razu założyć, że się mylę. Że prawicowy umysł jest jedynie niezdrowym wymysłem umysłu lewicowego, a tweety i przemówienia, do których się odwołuję, to tylko rodzaj użytkowej prozy. Zresztą mylę się na pewno – w końcu podważanie samego siebie jest wpisane w ten rodzaj pisaniny. Prawdziwe w tym tekście jest jedynie motto: słowa pana Jędraszewskiego.

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s