dziennik 17/22

dworzec

próbowałem opisać dworzec zachodni wieczorem, ale przychodzi mi na myśl tylko stary poczciwy turner i jego communitas. z ciepłej zupy, z kanapek nawiezionych z domów, z harmidru, zmęczonych wojną dzieci, ze stosów pieluch, które dobrzy ludzie kupili we wszystkich rossmanach miasta. zabiegany chłopak przedstawia nam dwie przestraszone panie, które nie przestają mówić językami rakiet i bomb. już dziewiąta a ruch nie ustaje, kolejne auta parkują nielegalnie, stukot walizek, szelest toreb.

to właśnie zobaczyłem: communitas, nie państwo

granica

jeśli trzeba byłoby jechać i do nich strzelać, pojechałbym
– mówi ktoś, kogo bardzo szanuję.
– nasza granica jest święta – dodaje (…).
– czy zamykasz dom jak wyjeżdżasz? (sierpień 2021)

tamta granica i ludzie na niej – analizuję na zimno – była po to, aby wzniecić lęk wobec innych i ułatwić odmawianie im pomocy. rosja dokładnie wiedziała co robi, a my w tamtą nieludzką pułapkę śmiało daliśmy się wpuścić z błogosławieństwem ekspertów i patetycznym tonem władzy. jakby to dobro miało być narzędziem zła, a nie zło.

wyrzeczenia

niech się lepiej zamkną ci, co pouczają, jak wiele wyrzeczeń na nich spadło. ci, co w ciepłym domu bawią się w elektroniczne wojny. ci, których nie dotknął ani strach, ani żałoba. mówię to ja, który musiałem zrezygnować z ulubionego szamponu i fotografa, który robił piękne zdjęcia norylska, a także z pewnej bogatej fotomodelki, co na insta miała uroczy uśmiech na tle malediwów.

fotka. apendyks

nie da się ukryć, że jest to wojna czasów instagrama i tiktoka. więcej, okazuje się, że w skrajnej sytuacji, jaką jest ucieczka i strach, to selfie utwierdza nas w tym, że jesteśmy. możliwość nagrania relacji to udowodnienie, że istnieje teraz. że życie jest, tak jak są mandarynki na stawie łazienek.

selfie wyzwala więc życie z kleszczy przypadkowości. pozwala upewnić się w istnieniu.

jeśli

pisze c.: jeśli tylko coś się zacznie u ciebie, nie czekaj, wsiadajcie w samochód i przyjeżdżajcie do mnie.

bóg rozmawia z cyrylem

patriarcha cyryl, tak mu kazał jego osobisty bóg, rakietami grad rozpoczął metafizyczną walkę. okazało się (tak podpowiadał bóg), że wojna to fundamentalne odrzucenie tak zwanych wartości, które są dziś oferowane przez tych, którzy roszczą sobie prawo do władzy światowej. mówił dalej bóg patriarsze, że jeśliby nie bombardować domów, nie zabijać dzieci, nie równać z ziemią miast, to jeszcze mogłaby tam przejść parada równości. zaminuj lepiej drogi – prosił. dobrze zrozumiał cyryl, czego chciał bóg:

bo to już nie jest wolność, a zniewolenie, za którym pójdą kolejne etapy upadlania własnej duszy (przypomniał bóg, co mówił do marka, kolegi cyryla).

walizka

fotografia z walizką. zakrwawiona ręka, która miała ją trzymać, cały w niej majątek, należy do kogoś pod czerwonym kocem. walizka ma plastikowy uchwyt i takież serce. co było w niej nagle stało się jeszcze bardziej bezdomne. oglądamy zdjęcia z warszawy, oglądamy zdjęcia z sarajewa, oglądamy zdjęcia z irpienia, niczego się, ku..a, ta ludzkość nie uczy.

ostre czarne paznokcie

podziwiałem jej długie, czarne, ostre paznokcie, uciekinierki z autobusu sto osiemdziesiąt. przez ostrzał, przez błoto, przez zimną granicę, dbać o nie. nie dać się wojnie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s