trzydzieści dwie

Dorothea Lange, Chore dziecko migrantów, 1939, źródło: facebook.com

staram się nie o polsce. bardzo się staram. przeglądanie twittera bardzo boli. jest mi cały tydzień wstyd. gdy myślę o tych na granicy. a potem jest środa tego deszczowego tygodnia (ach, jak tam leje w puszczy, jak przenikliwe zimno) i rozmawiamy w urzędzie.

jeśli trzeba byłoby jechać i do nich strzelać, pojechałbym – mówi ktoś, kogo bardzo szanuję. – nasza granica jest święta – dodaje. potem drugi głos: – czy zamykasz dom jak wyjeżdżasz? (mam po tej rozmowie kaca, takiego którego nie da się zagryźć ciastkami ani zapić kawą. nie mogę zasnąć, nie mogę sobie wyobrazić).

polska jest taka mała po tym wszystkim, polska, która boi się trzydziestu dwóch przemarzniętych osób.

nie jestem naiwny. rozumiem na czym polega gra satrapów za wschodniej granicy. nie mam rozwiązań, nie potrafię odnaleźć racjonalnego wyjścia. widzę tylko trzydzieści dwie osoby. one istnieją. wszystko inne to wyobrażenia, które mają nas usprawiedliwić.

że są chore i głodne, i piją wodę ze strumienia, i jest to przenikliwe zimno. a my jesteśmy przedmurzem chrześcijaństwa, chrystusem narodów, za naszą i waszą wolność, największym drzewkiem w jad waszem, ale nie damy im chleba ani lekarstw, bo święta granica, bo białoruś, bo rywalizacja mocarstw. brzmi racjonalnie. ja jestem emocjonalny.

wszystko jedno jak przyjechali i kim są w tej pułapce. – nic mnie nie obchodzą – mówi ten ktoś, kogo szanuję (szanowałem?) – mogą umrzeć, sami tego chcieli, musimy się bronić. – to nie nasza wina. – owszem nasza.

ten poseł, który chce im przynieść chleb, śmieją się z niego. miliony katolików, nikogo nie obchodzi chrystus, który nie jest polakiem. tam właśnie, wśród trzydziestu dwóch, siedzi on. jeśli chrześcijaństwo ma jakiś jeszcze sens, to jest to nakarmić głodnych, przybysza w dom przyjąć. miliony niemiłosiernych katolików modlących się o miłosierdzie dla siebie. martwa religia.

nowa definicja bliźniego. obcy nie jest bliźnim. tych trzydzieści dwoje to jest broń w wojnie hybrydowej, to są obiekty, odgrodzimy ich kolczastym drutem. chcą wody i apapu.

a przecież nigdy nie wiesz, czy to nie będziesz ty. na obcej granicy za zasiekami, czekający cudzej litości, rozegrany przez politykę. ci, którzy mają nadzieję. ci, którzy ją utracili. trzydzieści dwie.

polska jest taka mała. oglądam ją pod mikroskopem, który dostało dziecko. (robi mi się niedobrze).

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s