Przypływ przychodzi w ciszy
Wprawdzie pisałem, że odpływ jest najpiękniejszą porą oceanu, ale przypływ na Morzu Wattowym też potrafi być hipnotyzujący. W tym filmie jest rytm, lecz nie ma żadnych słów. Listonosz drezyną wiezie paczki z Deutsche Post (czy na pewno nie chciałbyś pracować w Deutsche Post, jak namawia reklama?), rybacy łowią mule, stada ptaków unoszą się nad wodą. Snuje się ten film, ale nie możesz oderwać wzroku. Przecież pociąga cię surowe piękno delt i Żuław.
I tylko nagła dysharmonia w połowie. Obiecujesz sobie, że nigdy już nie spróbujesz jagnięciny.
Gabi od 8 do 13
Ma dziesięć lat i poszła do fryzjera ostrzyc się na chłopca. W Dalarnie, tam, gdzie produkują małe czerwone koniki na pamiątkę ze Szwecji, trudno o przyjaciół. Zupełnie innych filmów oczekuje się o dorastaniu. Nawet barwa, która dominuje, jest mglisto szarawa. Dziwne, bo szwedzkie filmy o dzieciach, wydawały się dotąd kolorowe.
Jeszcze nie wie: chłopiec czy dziewczynka?
Stambuł bez smyczy
Pełno cytatów z Diogenesa. Kamera jakby na czterech łapach (och, chciałbym zapytać o szczegóły techniczne – jak go nagrywali? czy psi bohaterowie nie czuli, że są śledzeni?). Ale po pewnym czasie orientujesz się, że to metafora, bo tylko psy jeszcze są wolne. Tylko one, chociaż na ulicy, mają wybór. Policja zgarnia ich bezdomnych opiekunów, syryjskich uchodźców. A może to nie policja, tylko straż graniczna, która na rozkaz autorytarnej władzy uciekinierów wywozi do lasu?
Łaszę się do tych, co mi dają cośkolwiek, szczekam na tych, co odmawiają i zatapiam zęby w ciele hultajów – powiada Diogenes, który zamienił się w Zeytin, kremową sukę z ulic nad Bosforem. Tylko w ten sposób można opowiadać o faszystowskim państwie. Tylko psim językiem.
Gorbaczow. Raj
Najważniejsze jest życie. I tyle – mówi Michaił Siergiejewicz, lat osiemdziesiąt dziewięć. Nieważne, że upadł Sojuz, nieważne, że Jelcyn – durak (może to akurat nieco ważne), ważne, że kochałem Raisę a ona kochała mnie (dopowiadam za Michaiła Siergiejewicza). Reżyser usilnie dopytuje o Putina, ustawia wciąż telewizor z Władimirem Władimirowiczem pod różnymi kątami, ale Michaił swoje: o życiu.
Nie przypomina byłego przywódcy największego mocarstwa, raczej starego poetę, który zajada agrest. Najważniejsze jest życie. I tyle – z fotografii czuwa Raisa. Od jej śmierci wnuczki nie dzwonią.
(Ten film powinien być lekturą obowiązkową. Uczy dystansu do rzeczywistości, przypomina, co jest najważniejsze).

Cząstki Wenecji
Kto patrzy w lustro? Włoski tytuł brzmi „Molekuły”, bo to nimi zajmował się ojciec reżysera. Owszem można traktować ten film jako opowieść o Wenecji w czasach pandemii (a zdjęcia z lockdownu i urodzin na laptopie szczerze mnie wzruszają, i piszę, że tamten czas zarazy dla nas był nawet piękny) albo w ogóle o Wenecji (kiedy wysoki przypływ będzie pięćdziesiąt dni – mówią wenecjanie mieszkający na parterze – przeprowadzimy się na trzecie albo czwarte piętro), ale tak naprawdę to film o śmierci (co na jedno wychodzi, bo Wenecja to jedno wielkie memento mori). Film o przeglądaniu starych fotografii i filmów z ręcznej kamery, które zapewniają nam niemą nieśmiertelność. Tak naprawdę to film o tym jednym zdjęciu, na którym jest reżyser i jego ojciec czterdzieści lat temu.
Długo nie mogę zasnąć. Myślę o naszych zdjęciach z Dzieckiem. O tym, co po mnie zostanie. W nocy śni mi się mewa na placu św. Marka, która dziobie mnie w tyłek.