
Może dlatego, że wiosna utkwiła w martwym punkcie. Może dlatego, że mroczno. Że kolejne odcinki „Babylon Berlin” coraz więcej mówią o nas samych.
Że natrafiłem na stary cytat z książki o afrykańskich dyktatorach: Kiedy już obsadził najwyższe stanowiska swoimi ludźmi, przeprowadził mistrzowską akcję. Kazał swoim podwładnym odkopać akta personalne B. i zmienił w nich datę, aby upozorować fakt, że były prezydent oficjalnie odszedł na emeryturę dwadzieścia cztery godziny wcześniej niż w rzeczywistości. i że go wówczas skomentowałem (że powinniśmy się zacząć porównywać z afrykańskimi satrapiami a nie krajami Zachodu).
Że ciągle daleko szczepionki i daleko wyjazd stąd daleko.
A może dlatego, że widziałem:
jak milicjant leje pałą kobietę na demonstracji;
jak pan Dzięga, odpowiedzialny za ukrywanie przestępców, odbiera hołdy na upadłej uczelni z Lublina;
jak sędzia, której powrót do orzekania będzie niekorzystny dla wymiaru sprawiedliwości, każe się tytułować Wysokim Trybunałem;
jak prokurator stanu wojennego przesłuchuje rzecznika praw obywatelskich, tak sprawnie jak robiłby to czterdzieści lat temu;
jak umierają państwa wolne i rodzą się dyktatury.
(Wyobraźcie sobie, że Polska dzisiaj to jest wielka stadnina koni w Janowie, która po kilku latach stała się pośmiewiskiem, choć była największą chlubą. To nie jest żadna metafora. To jest moc tej midasowej prawicy, która wszystko, czego dotknie zamienia we własną parodię, która do opisów używa odwrotnego języka, która upokarza nas samych, a o upokorzeniu mówi wywyższenie. O my nieszczęśni, urzędnicy Upadku).
Zupełnie jest niewesoło być kronikarzem tego wszystkiego.