
Szukam nowego języka, żeby pisać o nowej Polsce, bo to już – przeczuwam – ten moment, kiedy możemy się uczyć z historii innych kontynentów. Podobne są nie tylko czapki, ale całe mechanizmy działania niby-państw, w których za nic sądy, trybunały, wybory, rady, tylko tępa propaganda nadaje ze szczekaczek.
Kiedy już obsadził najwyższe stanowiska swoimi ludźmi, przeprowadził mistrzowską akcję. Kazał swoim podwładnym odkopać akta personalne B. i zmienił w nich datę, aby upozorować fakt, że były prezydent oficjalnie odszedł na emeryturę dwadzieścia cztery godziny wcześniej niż w rzeczywistości. W pierwszej chwili mogło się wydawać, że to nic takiego: po prostu mocniejsze pociągnięcie długopisem, by przeinaczyć oryginał (…) Oznaczało to jednak, że wszystkie istotne zarządzenia B., wydane w ostatnim dniu urzędowania, w tym przekazanie władzy rządowi tymczasowemu, z punktu widzenia prawa są nieważne (s. 261).
Wiecie, co jest w tej historyjce straszne? To, że – w kraju niepublikowania wyroków trybunału konstytucyjnego, nocnego mianowania marionetkowych sędziów, drukowania bez podstawy prawnej 20 milionów kart wyborczych, propagandowych materiałów opluwających politycznych przeciwników – zupełnie mnie ona nie dziwi. Ba, wyobrażam sobie Prezesa jak każe, a jego pretorianie – dokonują czegoś właśnie takiego. W takim się miejscu na mapie znaleźliśmy.
Nie, że akurat pozostali Europejczycy są pozytywnymi bohaterami u Kenyone. Opływający w luksusach dyktatorzy – prócz niszczenia tych, których mają za wrogów i okradania własnego społeczeństwa – zajmowali się przecież kupnem nieruchomości w europejskich stolicach (można na dawny pałac Mobutu natrafić w brukselskim Uccle), wysyłaniem potomków do prywatnych szkół i uczelni (cóż robił Kaddafi junior w London School of Economics?) oraz zabawianiem się w ekskluzywnych klubach dla dżentelmenów.
Profesor Kukułka, twórca kukulszczyzny na miejscowym uniwersytecie, bardzo cenił afrykańskich dyktatorów. W jego fioletowym podręczniku – pisanym z pozycji antysyjonistycznego aparatczyka – walka narodowo-wyzwoleńcza zajmowała poczesne miejsce. Szanował Mobutu, szanował Kaddafiego: niewiele wiedział o świecie.
Z książki Kenyone i z obserwacji sytuacji we własnym kraju sam się nasuwa morał: walka o wolność nie jest żadną gwarancją tego, że ów walczący w krótkim czasie nie stanie się owej wolności przeciwnikiem. To też łączy te dwie czapki na zdjęciu.
(tłum. Joanna Gilewicz)
1 Comment