
Skąd Franz Marc? Pisze Jarosław 15 kwietnia 1964 roku z Taorminy: autobus rozpędza olbrzymie stada krów i owiec pędzonych przez pastuszków (palce lizać!) Palce lizać – jest w tym zachwycie pożądliwość ciała jak u niemieckich ekspresjonistów (cóż, mój ukochany Mueller wolał szkicować dziewczęta). Raz tylko udało mi się spróbować spojrzeć jak Iwaszkiewicz, a nie jak Mueller: wtedy pod mostem w Porto, on, jasny chłopiec Jarosława (tutaj).
Mam nadzieję, że korespondencja Jarosława Iwaszkiewicza i Szymona Piotrowskiego doczeka się szybkiej edycji, może nawet w pomarańczowej serii „Sedna”. Bowiem sam Piotrowski, jaki wyłania się z innych publikacji, jawi się jako najbardziej dwuznaczna postać związana ze Stawiskiem (nawet w tych cytowanych w „Twórczości” fragmentach sam Jarosław waha się, co do jego roli). W życiorysach sławnych postaci istnieje taki typ bohatera: zjawiający się pod koniec życia potencjalny spadkobierca majątku i imienia, strzegący jak oka w głowie swoich sekretów. Wystarczy zajrzeć do biografii Twardowskiego czy Jędrusik: Piotrowski wpisuje się idealnie w ten schemat osobowy.
Dlatego z lektury listów w trzech kolejnych lutowych numerach „Twórczości” wybieram jedynie obrazki włoskie. Pozostawiam Szymona i Stawisko, i kłopoty w Związku, i Gomułkę z Gierkiem. Chciałbym Rzymu, chciałbym Sycylii. Chciałbym usiąść pod Panteonem i miauczeć jak tamtejsze koty (30.03.1964).
Wpisuje się Jarosław w moją tęsknotę za Południem, które oddziela od nas nie paszport i wkład dewizowy, ale kwarantanna i kolejka szczepień. Etna wybuchła tak jak teraz w lutym, marcu: chciałbym zobaczyć taki wybuch, bo to wspaniałe, ale boję się, że wy będziecie się niepokoić (7.04.1964). W ciemnej nocy to czerwone krwawe ognisko gdzieś w górze, to bardzo straszny widok, a w dole ciemne, czarne morze z białym brzegiem piany, Pomyślałem sobie, w jak strasznym świecie my żyjemy i jakie dziecinne jest przeciwstawianie się wszystkim żywiołom (14.04.1964).
Żyjemy w strasznym świecie, w którym wybuch Etny jest tylko na cudzych fotografiach. Spacerujemy o zmierzchu po melancholijnym parku. Mam czterdzieści jeden lat. Liczę, kto o tym zapomniał. I znów uciekam (się) do Jarosława: moje mięwanie życia polega na tłumaczeniu trudnego i nudnego Kierkegaarda w ciemnym pokoju hotelowym, na piciu cappuccino [por. Sobota. imiona miejsc] i na rozkoszowaniu się prawdziwym, całkowitym, letnim ciepłem (1.10.1965).
(Korespondencja Jarosława Iwaszkiewicza i Szymona Piotrowskiego, opr. Robert Papieski, „Twórczość” 2/2019, 2/2020 i 2/2021)
1 Comment