
Sobota. Mróz
Nie bierze się ciepłej kurtki i potem się żałuje. Recydywistki o palcach pokrytych tatuażem sprzedają na mrozie makowe obwarzanki (nazywają je bajglami). Te obwarzanki to smak tego lutego – miesiące i lata zwykle mają określone smaki, chociażby scones rok temu, gdy zabrakło drożdży. Mróz mnie chwyta aż po faworki.
Niedziela. Radio
Naprzeciw okna reklama programu trzeciego. W dawnych czasach (PRZEDTEM) słuchało się Trójki. Konie były w stadninie w Janowie. Wyroki wydawał Trybunał Konstytucyjny. Po kilku latach wszystko jest jedynie pastiszem tego, co PRZEDTEM. Krystyna ucieka z nieczynnego hotelu gdzieś w Świętokrzyskim.
Niedziela. Książki
Kłócą się o za dużo książek. Wieżowiec zakończony Leonardo Sciascią niebezpiecznie wychyla się w kierunku wież mniejszych, na których dzieła dominikańskich świętych. Z kolei Jan Parandowski Tower drży od poduszek. Nie kupuj ich więcej – chce powiedzieć A., ale tuman kurzu unosi się nagle nad zgliszczami Konfucjusza.
Poniedziałek. Sen
Należę do IRA, szkolę w zwalczaniu brytyjskiej okupacji. Moja uczennica wzięta z francuskiego filmu: idę z nią na akcję. Z torebki przed pubem wyciąga taki mały damski pistolecik. Zostawia on miniaturowe dziurki w czołach Anglików. Nawet nie krwawią. Pięć ofiar. Brawo.
Poniedziałek. Zima
Jest tak jak być powinno zimą. Słyszę jak ludzie narzekają. On pada w oczy. Oni mu złorzeczą. On nie ustaje. Po białych ulicach kuligi autobusów. Może we wspomnieniach nazwą potem ów poniedziałek Dniem Wielkiej Śnieżycy?
Poniedziałek. Ostrzeżenie
Co się z nami porobiło po roku zarazy. Na Senatorskiej starsza pani przestrzega drugą: Nie wchodź, tam są ludzie.