Czytanie Sofoklesa w pozbawionym rymów przekładzie Antoniego Libery przynosi mi spodziewane odkrycie, że od ponad dwóch tysięcy lat nikt nie napisał nic ponad to, jeśli chodzi o problem ludzkiego losu. Teza postawiona radykalnie, zgoda, bo jest jeszcze chrześcijańska łaska i zupełnie odmienne, pełne nadziei podejście do człowieka (Odys kontra Abraham – pisał ksiądz Tischner), ale – sam nie wiem czemu – bliżej mi ostatnio do Greków i ich fatalizmu (huśtawka nastrojów, kryzys wieku średniego, lubelska melancholia, wpływ Jarosława?).
O śmiertelnicy! O ludzkie istoty!
Czymże jest wasze życie? Wielkim Nic.
Bo czym jest szczęście, jeśli nie ułudą?
A złuda czyż nie marą albo snem (Król Edyp, 1186-1196)
Żeby nie poddać się temu, co o życiu mówią greckie tragedie, próbuję czytać je jako traktaty polityczne. W tym względzie również zaskakują świeżością myśli. Nieprzyjmujący do wiadomości własnego losu król Edyp i zaślepiony władzą król Kreon to dwie postaci, które wciąż napotykamy w historii ludzkości, także dziś.
Dlatego czytając „Króla Edypa”, myślę o Polsce, o tej postawie, która nakazuje ludziom u władzy trwać w błędnych mniemaniach, upierać się przy nich i wyśmiewać napominających. Może to jest wielki narodowy egzorcyzm: ustanawiać Jezusa – królem Polski a Maryję – królową, po to jedynie, by nie poddać się miażdżącemu każde państwo fatum.
(Ale nie ma już dzisiaj Republiki Pizy, nie ma też Księstwa Lukki).
3 Comments