Oczywiście rozmawiamy z A. o dziecku: o podobieństwie dni do siebie, o przewidywalności, o zmęczeniu ruchem jednostajnym. Nawet nasze skargi brzmią ciągle jednakowo. Uświadamiam sobie przy tej okazji, że bardzo cienka linia oddziela rytuał od rutyny. A może przeczuwamy, że istnieją jeszcze stany pośrednie: rutynuały albo rytyny?
Dajmy na to kawa z W. codziennie o dziesiątej. Już z daleka sprawdzamy, kto jest za barem, P. a może I.? Bierzemy to, co zwykle, zawsze na wynos a potem stajemy przy ławeczce, popijając latte. On pali, ja rozwijam kawiarniany papier. Czasem podchodzi Z., jak wczoraj z pytaniem, czemu się tak szczerzą ci ludzie na ulicy (a to byli akurat hiszpańscy turyści).
Może różnica leży pomiędzy radosnym oczekiwaniem a przyjęciem, że coś jest jak zawsze. (Fundamentalne pytanie, jeśli chodzi np. o religijność).
(24.02.2016)
2 Comments