
1.
Był sobie Raj, Arkadia, Eldorado. Nawet nie wiedzieliśmy, że w nim zamieszkujemy, no może niedokładnie w nim, za sześcioma górami i sześcioma lasami, w Przedsionku Raju. Raj był za rzeką, wystarczyło przejechać mostem z jednej autostrady w drugą, a potem wyglądać wieży telewizyjnej.
Do tego Raju można się było dostać przez Morze. To samo piękne i świetliste Morze, o którym czytam od kilku tygodni. Tyle, że Morze w opowieści o dostawaniu się do Raju nie było piękne i świetliste. Ludzie na łodziach wymiotowali od choroby morskiej i często zamiast Raju napotykali śmierć.
Morze Śródziemne – kolebka Europy, owego Raju – jest dziś miejscem, gdzie Europa najbardziej zawiodła (s. 13).
2.
Jo. bardzo się zdenerwowała, że Berlinale wygrał dokument „Ogień na morzu” opowiadający o dramacie Lampedusy. To jest polityka, a nie sztuka – pisała oburzona ta zwolenniczka Czystej Formy.
Rzeczywiście przez ostatni rok temat uchodźców i imigrantów stał się tematem politycznym. Nie wierzę, że Wolfgang Bauer dziś też zawarłby w swojej książce apel o otwieranie granic. Jednak w 2014, kiedy w Niemczech opublikowano „Przez morze”, dla większości osób pomoc uchodźcom stanowiła jeszcze problem etyczny. Dzisiaj zwolennicy etyczności, tacy jak autor bloga, znajdują się w mniejszości. Wystarczy posłuchać głosów na korytarzu urzędu, żeby dowiedzieć się, że nie lubimy, nie chcemy, że obronimy nasz Raj przed obcymi.
I jeszcze mniej nas obchodzi śmierć na Morzu (więc odpowiadam Jo.: tylko śmierć jest tematem naprawdę godnym sztuki, a tutaj występuje śmierć w obfitości).
3.
Przy czytaniu „Przez morze” cały czas pojawiają się dwa pytania: czy Raj istnieje naprawdę? i czy Raj da się obronić?
Kiedy wreszcie osiągają Ziemię Obiecaną, okazuje się, że jest zupełnie inna niż w opowieściach. Jak każdy Raj, ten także jest przereklamowany. Nie sposób nie odczuć, że ostatnie strony reportażu Bauera to wielkie rozczarowanie: ludźmi, miejscem, pogodą. Miał wyglądać inaczej, obiecywali naganiacze za duże pieniądze. Jest całkiem zwyczajny, raczej wrogi niż przyjazny. Raj okazuje się jeszcze jedną pułapką.
Boimy się o nas, o nasz Raj. Nie znamy twarzy tych, co uciekają, ale widzimy w nich obcość. Przeczuwamy, że Raj jest tylko Rajem dla nas. Anioły w kamizelkach straży granicznej stoją u wejścia z ostrą bronią. Ten Raj jest naszym luksusem, tutaj chronimy się od głodu, ognia i wojny, stworzyliśmy swój własny, idealny świat, izolowany od nieszczęść za Morzem. A może myśmy sobie ten Raj też jedynie wyobrazili i sprzedali tę opowiastkę cudzoziemskim bajarzom i innym Szeherezadom? Tu przecież od zawsze wędrówki ludów, masowe zbrodnie, wojny pozycyjne, płonące miasta i tylko ten krótki, może kończący się właśnie, wycinek historii to on, to ten Raj.
4.
„Przez morze” pokazuje pojedynczych ludzi, nie telewizyjną masę, ich motywacje i marzenia, ich wizje Raju i ich brak wyobraźni. Nie, nie sądzę, że przekona to kogokolwiek, kto ma własne zdanie wycięte z „Bilda” lub „Super Expressu”. Niemniej kiedy problem etyczny usiłuje się przedstawiać jako sprawę li tylko polityczną, wtedy potrzebna jest literatura, film i fotografia, żeby przypominać:
nie ma Raju na ziemi, nawet jeśli nam się tak wydaje w wygodnych fotelach kinowych lub biurowych.