
Za radą Hani jeszcze uważniej wsłuchuję się w język Prousta. Wieczorami w łóżku czytam na głos – czytany w ten sposób wymaga większej uwagi, a przez to daje więcej przyjemności – lecz A. bardzo szybko zasypia znudzona, mimo tego, że rytmiczną monotonię tekstu próbuję przerywać zmianą intonacji, gdy tylko pojawia się głos Franciszki albo barona de Charlus.
To jest ten rzadki przypadek, kiedy to nie ty panujesz nad narracją, ale narracja panuje nad tobą. Więc kiedy Hania pisze, że czas powieści panuje nad czasem bohaterów, to ja podobnie myślę o miejscu czytelnika i narracji. To nie ty sięgasz do tekstu, to on wsiąka w ciebie i musisz porzucić własne czytelnicze przyzwyczajenia, unieść się jego rytmem.
Wypisuję sobie fragment o miłosnym oku, o oku pożądliwym. Przypomina mi się „Pupilla” i łakomy wzrok Jarosława śledzącego w bocznych uliczkach tyłki młodzieńców. Oko miłosne, letnie, spojrzenie specjalne, idące z głębi, nawet na zabawie niezdolne się wstrzymać, aby nie biec naiwnie ku młodym ludziom, niby spojrzenia krawca, zdradzające jego rzemiosło sposobem, w jaki natychmiast robią przegląd ubrania (s. 115).

2 Comments