Rzadko zdarzają się filmy, które pobudzają u mnie ośrodek mózgu (wpływ poprzedniego punktu z filmowego festiwalu) odpowiedzialny za nostalgię i tym podobne uczucia. Czeski „Pod jednym dachem” był właśnie taki i teraz „S jak seks” również.
Tak mi się podobał, że zaniemówiłem i każda próba napisania recenzji kończy się delete. Wszystko było dopasowane: i zdjęcia, i muzyka, i atmosfera ciepłej opowieści o smutnych rzeczach. Choć sala pełna pewno akurat nie oczekiwała ciepłej atmosfery.
Upada frankistowska dyktatura (Bóg, honor, mężczyzna) i wybucha wolność: cudzołóstwo nie jest karane i można kręcić filmy erotyczne (ówczesna pornografia wydaje się dzisiaj wpisywać w kategorię dozwoloną od lat 15). Choć reżyser (Antonio de la Torre) mówi, że kobiety rozbierają się, w jego filmach klasy C, w imię wolności, ta „pornografia” utrwala tylko patriarchat. Na tym tle Eva, Sandra i Lina – trzy koleżanki z planu, i całe lata siedemdziesiąte przed nimi.
(Przedwczoraj nie wiedziałem jeszcze o Anie i Johnnym).
(3,5/4,5)
1 Comment