
Nie był to film natrętny. Zrobić o natrętnej chorobie, nienatrętny film to sztuka. W pewnym momencie (to chyba wbrew intencjom reżysera) przestałem o chorobie myśleć, zacząłem natomiast podziwiać człowieka.
Nie tylko dlatego, że się nie poddaje, choć wie, że niedługo przegra i nie zostanie mu nic (jak nic nie zostało z jego samochodu). Ale też dlatego, że może śmiało mówić, że „dobre było”. Zresztą świadczy o tym wypielęgnowana Barcelona. Świadczy o tym jego związek, jego dzieci. W czasach, w których filmy mówią o przegranych miłościach i słabych mężczyznach, to piękny wyjątek.
Podziwiam: Pasqual Maragall – należy zapamiętać.
(3,0/4,0)