księgarnia 21/23

Chłopiec wyciągający cierń, I w. n.e., Galeria Uffizi, Florencja, źródło: wikimedia.org

Tomasz Mann, Śmierć w Wenecji, tłum. Leopold Staff, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe 1988:

1.

Znał każdą linię i pozę tego wzniosłego, tak swobodnie ukazującego się ciała, pozdrawiał radośnie każde znane piękno na nowo i nie znajdował kresu dla podziwu i czułej rozkoszy zmysłów (s. 47)

Jaki piękny chłopiec, jaka boska ta popołudniowa godzina,
która go, aby zasnął spokojnie, ogarnęła (Kawafis, „Na obrazie”)

Światłości mego życia, ogniu moich lędźwi (Nabokov, „Lolita”, w tłum. M. Kłobukowskiego)

Mann, Kawafis, Nabokov: wszyscy trzej opisują dokładnie to samo. Miłosne oko, oko, które pożąda. Człowiek, który spojrzał na drugiego tym okiem, już nigdy nie będzie taki sam. Doskonale tę przemianę opisuje właśnie „Śmierć w Wenecji”. Kto tak nigdy nie spoglądał, nie pojmie Gustava von Aschenbacha, nazywając go stalkerem i potencjalnym seksualnym drapieżcą. Czyni to więc Aschenbacha podobnym do Humberta Humberta.

Kto tak spojrzał, woli, w obawie, pozostawić niedopowiedzenia, gry skojarzeń i słów: niewypowiedziany zachwyt.

2.

Znamy zarazę w Wenecji. Oglądaliśmy ją na żywo trzy lata temu. Opustoszałe i ciche miasto, do którego – według powielanej w memach legendy – powróciły delfiny, pluskając we wreszcie turkusowych kanałach. U Manna Wenecja jest zupełnie inna – ciemna i zawiesista – morowe powietrze jest, ale skrywa się za oficjalnymi uspokajającymi komunikatami i plotkami. Tylko po kryjomu gęstnieje ruch czarnych łodzi z Fondamente Nove na San Michele.

3.

„Śmierć w Wenecji” jest argumentem na rzecz nowych tłumaczeń klasyki literatury. Egzaltacja tłumacza, wielkiego poety, bywa tak dojmująca, że długo odcedza się zdania, żeby zrozumieć co znaczą. Na dodatek niektóre z nich przechowały z niemczyzny szyk z orzeczeniem na końcu (nieczytelny w języku polskim).

4.

Porównywanie kogokolwiek do Nabokova jest w dzisiejszych czasach niczym pocałunek śmierci. Dobrze to zrozumiał filmowy Tadzio (Bjoern Andrésen), którego portret widnieje na okładce mojego egzemplarza, wycofanego z którejś z podmiejskich bibliotek. Pisałem o poświęconym mu dokumencie, „Najpiękniejszym chłopcu świata” (tutaj):

Jest po sześćdziesiątce, w depresji, żyje w mieszkaniu, które zamienił w norę z pluskwami, i o całe zło świata oskarża Luchino Viscontiego, który rzekomo zmarnował mu życie. Visconti zaczyna wydawać się dobrą wymówką dla usprawiedliwienia samego siebie. Wykorzystał dziecko – powtarza znowu głos, mając na myśli piętnastolatka, którego reżyser nie pozwolił nikomu dotknąć. Tylko to zdanie zostanie zapamiętane a Visconti trafi na wciąż rosnącą listę postaci, o których w towarzystwie nie należy wspominać. Andrésen wprawdzie nic nie zyska, ale swoją wersję będzie mógł teraz prezentować jako oficjalną w opiece społecznej.

5.

To jest właściwie opowiadanie, która ja powinienem napisać (Jarosław po przeczytaniu „Śmierci w Wenecji” do Hani, 5 marca 1951 r.).

On też.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s