
Izaak Baszewis Singer, Ruda Kejla, tłum. Krzysztof Modelski, wyd. Fame Art 2022:
Cyrele uwielbiała drukowane w gazetach byle jakie, tandetne powieści (s. 139). Zastanawiam się, czy Cyrele czytałaby „Rudą Kejlę” ukazującą się w odcinkach w nowojorskim „Forwerts”. Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że jest tandentna albo szmirowata. Z całą pewnością nie jest. Plastyczne charakterystyki bohaterów są majstersztykiem. Jest za to pulpowa: czujesz to od razu, pogrążając się w półświatku. Nie ma tu wysublimowania, jest kawa na ławę: seks, kłamstwa i wódka.
Co tydzień trafiam w miejsce akcji, w kwartał w pobliżu Hali Mirowskiej. Krążę tam samochodem szukając parkingu i usiłując wyobrazić sobie czasy Rudej Kejli. Niewiele zostało śladów: odrapane ostańce na Krochmalnej, tory wycięte w Chłodnej, ceglane mury hal. Singer nie opowiada tu sentymentalnie: ciemnych spelun, brudnych zakątków dzielnicy, nie chciałaby zwiedzać żadna ani polska, ani izraelska wycieczka, z tych, które kręcą się czasami dzisiaj, odpoczywając pod kościołem baptystów.
Dłuższe kawałki próz mają to do siebie, że zaczynasz myśleć ich bohaterami. Na tym polega przewaga powieści nad opowiadaniem. W tym akurat przypadku początkowo jest to dość trudne, ciężko wdać się w alfonsa, ale potem pojawia się Bunem, dla mnie główny bohater powieści.
Bunema zajmuje teodycea. Trudno w jego stwierdzeniach o Bogu, który jest, ale milczy (obecność jest i tak pewną formą usprawiedliwienia), nie doszukiwać się refleksji autora nad tym, co się wydarzyło się w rodzinnej Europie. Pytania Bunema wyrastają znad pulpy (Cyrele zapewne omijałaby takie fragmenty). Dzisiaj sam je obsesyjnie stawiam.
Każda moja przeprowadzka albo życiowa zmiana ma swoją książkę. Tej akurat przytrafił się Singer (wydany, co ciekawe, w Niemcach przy drodze do R.).
(pisane w przeddzień Święta Purim)