
obudziłem się smutny.
ręce, które wystawały z szafy chwyciły mnie mocno za uda. szarpały, bo nie pozwoliłem dziecku śpiewać kolęd. a. mnie za to objechała. teraz chciałem zawołać, żeby śpiewało i mnie ratowało, ale głos uwiązł mi w gardle. obudziłem się po czwartej.
wczoraj umarł papież.
umarł papież jak mi się zdawało oznaczało nadzwyczajne msze, świeczki na ulicach, histerię własną i narodową. tymczasem, pisze e.: miałam włączone tvp pytanie na śniadanie. akurat był pokaz samby. no i kurzajewski z cichopek prowadzili program. wiec między jednym pokazem a drugim oznajmili, że benedykt zmarł.
w arcykatolickim kraju nie ogłoszono żadnej żałoby a wieczorem w gadzinowej telewizji odbyła się zwyczajna zabawa.
j. i m. na woli. tamten, kolejny tamten, pokój kojarzył mi się z nimi a ja udaję, że przyzwyczajam się do miejsc, żeby nie przyznać się, że przyzwyczajam się do ludzi. (tak było kiedyś z h. i urzędowym pokojem). przyzwyczajanie się do ludzi czasem drogo kosztuje i potem trzeba terapeutycznie pisać powieści.
obudziłem się wiosną. było plus dziewiętnaście. obudziłem się smutny. było plus czterdzieści trzy.