przed wojną chroni mnie kawa pita na ławce stacji metra ratusz (tamtego dnia odkrywam, że na metro ratusz są ławki. nigdy o tym nie myślałem przedtem), prześwit słońca w gałęziach saskiego, wieże zbawiciela na końcu torów czwórki i kolejne pasjanse. mały fortepian, wielki fortepian, prześcieradło. dyskretnie nadciągnęła wiosna, pierwsza wiosna wojny, a trzecia zarazy.
zaraz to wszystko wyburzą – spotykam znajomą na zupie pho. znajoma nie może spać.
w polsce wrogiem numer jeden pozostają niemcy. rządowi wtórują rządowi eksperci. gorączka politycznego złota. za łatwo się tutaj wybacza i nabiera na czcze frazesy o dobrych intencjach. jedzie pociąg do kijowa. aparat kłamstwa demoluje umysł (o czym pisałem przed wojną, wcale się nie starzeje), podważanie europejskich wartości: ciągłe od paru lat realizowanie kremlowskiego scenariusza. opowiem wam tylko, jak na koncercie w polsce parę lat temu wystąpiło pussy riot. nawet nie wiecie, jakie to było piekło, że bluźniercy w państwowej instytucji. zachodnie zepsucie tak samo brzydko pachniało tutaj i w moskwie. nie daleko pada depo i dzięga od cyryla.
wbrew pozorom przebijają wciąż fantomowe bóle po utraconej wielkiej rzeczpospolitej. teraz w paternalistycznym uścisku niektórzy pragną ukraińską odwagę dopisać też nam. herb powstania styczniowego pod wspólną koroną. jakby nie mogli przeboleć, że ukraina jest wielka bez ojca w kontuszu.
pójść na dworzec. tam wojna nie jest abstrakcyjna. ma czerwony płaszczyk albo pije kakao.