Dziennik. Tak zwane Boże Narodzenie (2)

ul. Złota w Lublinie, 24 grudnia 2021 r.

Do kronik zarazy jesiennej drugiego roku

Miasto spokojnie czeka we mgle. Świeży śnieg na świeżych wieńcach. Na Unickiej tłok większy niż zazwyczaj, więcej żywych i więcej umarłych.

Wędrowiec (1)

Wracamy do wąskich uliczek, na których nikogo nie ma, zostawiając białe ślady na zawilgotniałych kamienicach. Smutne gwiazdy betlejemskie spoglądają na nas z nieba. Cisza zupełna i piękna pustka, choć to południe. Spoglądam jak na obce, a wydaje się wciąż moje własne.

Wędrowiec (2)

Przy stole pusty talerz. Jo. dojedzie później. Nie przyjmujemy wędrowców, których przecież nie znamy. Żaden Bóg się nie narodził, Miriam poroniła w pogranicznym lesie. Nie ma większego sensu świętować. A. aż się złości, że bojkotuję święta.

Sens

Z odrętwienia nagle ratuje mnie ojciec Kramer. Dziś jest taka noc, w której człowiek dotyka Boga, a Bóg pozwala się dotknąć. Nie patrzy na czystość dłoni i serca, bo dziś Bóg jest małym Dzieckiem, które potrzebuje ludzkiego przytulenia – pisze, jeden z ostatnich księży, którym jeszcze wierzę. A potem na telefonie jest pasterka z Gdańska. Wyspy na morzu kłamstwa.

Pierwszy raz w świadomym życiu, zupełnie nie czułem potrzeby, żeby pójść w nocy do kościoła i śpiewać kolędy.

Do kronik zarazy jesiennej drugiego roku (2)

W Pobożnie ślizgawica. Pełny kościół, żadnych masek. Bóg nie jest higieniczny – ogłasza ksiądz, gdzieś w tylnych ławkach kaszel. Zaraz ruszy procesja biczowników, świeża krew na śniegu pięknie wygląda. Mała Tereska całuje gruźlicze plwociny swoich sióstr. Jakie to szczęście, że nigdy nie było tutaj zarazy, a umierano tylko z powodu błahego przeziębienia. Bóg rozpoznał swoich.

Do kronik zarazy jesiennej drugiego roku (3)

Nie całujta mnie – mówi babcia, która jest rozsądniejsza od wszystkich w tym domu – nie chcę się udusić. Jedyna, która nie wierzy jak to umierają po równo zaszczepieni i niezaszczepieni, co rozpowiada ciotka. Na dźwięk jej samochodu uciekają koty.

Z Wyżyny

Skręciliśmy do jądra Wyżyny. Zawsze o tym piszę. O ciemnej drodze po pagórach, o samotnych drzewach, mroźnej nocy. Długie światła szperają po płaskowyżu. Dziecko śpi. Po polach szczęśliwy przemyka jasny lis z puszystą kitą.

Przy obieraniu kasztanów

Należy naciąć, gotować. Dwóch Janów Pawłów drugich łypie na nas z obrazków nad drzwiami. Łupinka schodzi łatwiej, gorzej z zamszową skórką, gorzkawą, która chroni wnętrze. W środku Wyżyny czynność śródziemnomorska.

Gwiazdki

Całe nasze dzieciństwo rozdrapywaliśmy palcami gwiazdki na szybach. Tak jak w ten poranek w samochodzie. Wszystko nam się przypomniało.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s