
Jest w trzecim tomie przygód Pippi bardzo dwuznaczny fragment, jeśli się go słucha w interpretacji Edyty Jungowskiej, gdzieś na trasie pomiędzy Rykami a Garwolinem albo pomiędzy Lesznem a Roztoką. Pippi, Annika i Tommy siedzą w Willi Śmiesznotce i martwią się tym, że dorosną, a wtedy Pippi chwali się, że ma takie tabletki, dzięki którym zawsze pozostaną dziećmi. Pigułko z arbuza ja nie chcę być duza – należy wypowiedzieć zaklęcie, pamiętając o sepleniącym zet. Łykają pastylki. Nigdy dzięki nim nie dorosną. Na zawsze na stronach tej książki – jak Britta af Ugglas na powyższym zdjęciu albo Fränzi na portretach Kirchnera – pozostaną dziećmi.
Nieodmiennie to wspólne łykanie pastylek kojarzy mi się z samobójstwem, choć przecież mowa o rodzaju nieśmiertelności, zwłaszcza, że głos lektorki w tym miejscu akurat ciemnieje. Żyć „tylko dziś” – pisze biograf autorki „Pippi” – znaczy: poznać i wiedzieć, że śmierć jest nieunikniona. Nic nie trwa wiecznie (s. 345). Jeśli uważnie słucha się kolejnych płyt, gdzieś czasem pojawia się jej cień. Do końca swojego życia – opowiada narratorka „Emila ze Smalandii” – Ida będzie pamiętała. Do końca swojego życia, chociaż teraz słuchamy łagodnej opowieści z dzieciństwa. Nic nie trwa wiecznie, chyba że arbuzowe pigułki rzeczywiście działają.
Bardzo lubię jeździć, śpiewając z z A., z Dzieckiem i z Jungowską moja kobyłka to dobry koń. Ba, uważam, wbrew krytykom powieści, że „Emil” jest książką pedagogiczną o tym, że niekoniecznie trzeba być grzecznym (to jeden z zabobonów, dzięki którym wychowuje się jednostki podatne na autorytaryzm).
Dlatego biografia Lindgren jest dla mnie jedynie posłowiem do całej – po wielokroć czytanej i teraz słuchanej w kółko – twórczości. Interesującym, dobrze napisanym, ale jednak posłowiem.
(tłum. Włodzimierz Karol Pessel)