Kacper Pobłocki, Chamstwo

Edward Hartwig, Ukłony, przed 1982, źródło: polona.pl

Fundamentem porządku folwarczno-patriarchalnego w Polszcze stał się z kolei mit o wrodzonej, nieuniknionej i oczywistej podrzędności kobiet (s. 105)

To zdanie jest kluczem do pracy Pobłockiego. Odrywa nas od łatwego do rozpoznania schematu: chłop – pan, i każe przemyśleć głębiej działanie struktur społecznych: naśladowanie przemocy, stopniowanie przemocy, to, jakie tropy pozostawia w języku i zwyczajach.

Pobłocki wykorzystuje warsztat antropologa, co za tym idzie śledzi te tropy choćby w przyśpiewkach czy porzekadłach. Dekonstruuje obyczaje, które dla nas przybrały pozór ludowej tradycji. Poddaje w wątpliwość nasze stereotypowe przekonania. To, co najbardziej cenię w antropologii, to te znaki zapytania: dlaczego coś działa w ten sposób?

Sądzę, że „Chamstwo” to dopiero początek pracy. Istnieją co najmniej dwa obszary, które – w jego kontekście – wymagają opracowania na nowo. Pierwszym z nich jest historia rodziny. Oczywiście już dawno do mitów zaliczyć należało tezę, którą powtarzają liczne kazania i frazesy polityków, o tradycyjnym polskim modelu wielopokoleniowej rodziny, dla której wzorcem – jeśli już – pozostaje szlachecki dworek z końca XIX wieku. Podobnie nieprawdziwy jest obraz ascetycznych mieszkańców wsi, też chętnie przywoływany jako dowód dzisiejszego zepsucia (tu także w sukurs szerokiej analizie Pobłockiego przychodzą przyśpiewki, jak np. ta cytowana na s. 205). Niemniej uwarunkowania ekonomiczne, które przedstawia autor, jeszcze bardziej demolują obraz – nawet zdemitologizowany – chłopskiej rodziny. Jej podstawą okazuje się być nie „szacunek do ojców i ojcowizny”, ale konieczność przetrwania własnego gospodarstwa; ci, którzy nie mogą pracować i zarobić na jego utrzymanie, także z powodu podeszłego wieku, powinni odejść. Ziemia należy do pana, może przepaść. Wieś stanowczo nie jest miejscem litości. Rodzina wiejska, którą sobie dzisiaj wyobrażamy, to rodzina popańszczyźniana: pokolenie lub dwa wstecz od mojej prababci.

Opowieść o wielostopniowej przemocy to także historia śmierci. Poczesne miejsce w polskiej kulturze znajduje pierwszy listopada: obraz troski żywych o zmarłych, tej nieusuwalnej pamięci o przeszłych pokoleniach. W gruncie rzeczy, okazuje się on być, wynalazkiem ubiegłego wieku. Śmierć wiejska jest elementem codzienności, nie ma w sobie nic z pompa funebris. Życie w systemie opartym na przemocy nie tyle oswaja śmierć, co ją banalizuje.

Ktoś w jakiejś rozmowie rzucił ostatnio, że wszyscy, po drugiej wojnie światowej, żyjemy z dziedziczonym PTSD. Czytając Pobłockiego trudno się nie zgodzić, pod warunkiem doprecyzowania. Prawie wszyscy dziedziczymy PTSD pańszczyźnianych chłopów, w czym pomagają nam myślowe schematy, w których przemoc jest usprawiedliwiana i jest usprawiedliwieniem.

1 Comments

Dodaj komentarz