
1.
Sytuacja wydaje się prosta:
X i Y – małżeństwo. X ze skłonnością do depresji, próba samobójcza kilka lat wcześniej, nieuregulowane relacje z matką; Y – przemocowiec, uległy toksycznej siostrze (co ty możesz wiedzieć o rodzeństwie – w takich wypadkach dodaje A.). Oboje ponadprzeciętnie zdolni, żądni sławy i uznania.
Y zdradza X z Z. X się wścieka. Y wynosi się z domu. X zostaje z depresją i dwójką dzieci. X popełnia samobójstwo. Y robi wszystko by zatrzeć swój udział (pomaga oczywiście siostra groźbą i prośbą).
Pytanie brzmi: dlaczego X się zabiła? Kafeteria odpowiedzi zdaje się być ograniczona:
1. Nawrót depresji X (do sprawdzenia: relacje z matką plus z psychoterapeutką stosującą alternatywne metody)
2. Przemoc ze strony Y (do sprawdzenia: rola Z i siostry Y)
2.
Tymczasem:
Otrzymujemy ponad trzysta pięćdziesiąt stron bełkotliwego tekstu, raczej monologu wewnętrznego niż biografii, w którym autor stawia dziesiątki niepowiązanych ze sobą tez. Potrafi w jednym akapicie pisać o okultyzmie Y a w kolejnych o liczbie pozycji seksualnych, które znała X. Szafuje przy tym cytatami, nie dodając żadnych przypisów – można się tylko domyślać czyj głos co udowadnia. Zresztą nic nie udowadnia. Nie ma tu żadnej tezy. Jest na pęczki pytań retorycznych. Dajmy na to między stronami 160 a 169:
Czy Sexton wiedziała o kombinacjach Hughesa? (s. 160)
Co się stało z tamtym Tedem? (s. 163)
Czy Sylvia zwraca się do Teda czy do siebie samej? (s. 166)
Na czym miała polegać wina Sylvii? (s. 168).
Autor z upodobaniem miesza style, jakby nie rozumiejąc różnicy między mową poetycką, opisem rzeczywistości a naukową diagnozą. Nigdzie nie zadaje pytania psychiatrze, za to z lubością insynuuje wpływy układów gwiazd, czarodziejskie moce Sylvii i Teda albo rzucanie uroków. Pisze to przy tym zupełnie serio, podobnie jak serio wypisuje frazę: istnieje takie zjawisko jak prywatny Holokaust (s. 199). Ach jak współczułem tłumaczce, że musiała brnąć przez to coś udające biografię. Bo przecież ciężka praca biografa – porządkowanie poszczególnych faktów, by odkryć wzór czyjegoś życia – została pominięta (s. 320) – pisze Rollyson nie o sobie, a jednak z tej całej okropnej lektury, tylko to zdanie wydaje się prawdziwe i na serio.
Zła książka. Bardzo bardzo zła książka.
(tłum. Małgorzata Rychlik)