
I
Przegryźć się przez ten język. W prozie stylizowaną na ludową to zawsze było dla mnie najtrudniejsze. Jedyne, czego nie cierpię, mawiała M., to chamstwa i kultury ludowej (powtarza to zwykle A., więc nawet nie będę próbował podsuwać jej „Najady”) – z początku czytanie jest rzeczywiście mozolne, dopiero później przywykasz do tych swojsko-obcych słówek (polega to na samej technice czytania: w końcu widzimy tylko spółgłoski i w mózgu dopowiadamy sobie resztę ze swojego zasobu wyrazów; w przypadku pisania gwarą – nie umiemy sobie dopowiedzieć właściwych słów, niejako musimy dokonać wysiłku ich translacji). W końcu jest się etnografem, w końcu nagrywało się na magnetofon wywiady, powinno się nie dziwić (1).
To modne w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dosłowne oddanie w prozie głosu ludowi jest poniekąd przeszkodą. Mam poczucie, że to się akurat zestarzało, przeciwnie do samej „Najady”, która okazuje się wyjątkowo aktualną i niesamowicie poruszającą książką (2).
I ile soczystości jest w tej prozie: on przesunął się w bok i dotknął nogami twardych ud Marychny. Drgnęli oboje w środku, ale nie cofnęli się. Zgorączkowani nie patrzyli na siebie, tylko na błyskotliwie żyjące na ekranie postaci. Oboje tamowali oddech by nie spłoszyć jedno drugiego (s. 43). W tym fragmencie nie ma nawet kawałka gołego ciała, jest chwilowy dotyk, przypadkowe muśnięcie, a jednocześnie jest w nim mistrzowsko oddany erotyzm. Moment, chwila, w której dzieje się tak naprawdę wszystko. Jak u Iwaszkiewicza, jak u Otto Muellera.
II
Wspominam mężczyzn, ale „Najada” jest dojrzałym, wyemancypowanym głosem kobiety. Głosem, który przede wszystkim przemawia przez główną bohaterkę, Marychnę, niedającym się stłumić ani kościelnym obrzędom, ani odrzucającej przejawy indywidualności wiejskiej społeczności. Marychna fantazjuje, zawłaszcza cudze wspomnienia, ale – tu wątpliwości ma nawet pleban – być może jest jednak widzącą.
Jest także głosem, wyczerpująco pisze o tym w posłowiu Inga Iwasiów, innych kobiet o d r ę b n y c h, wyciągniętych przez Zytę Oryszyn na pierwszy plan. Ten wiejski świat opisywany był zwykle – od czasów Reymonta i Wyspiańskiego, ba, od czasu etnografów usiłujących rozpisać role w społecznościach – na sposób męski. Książki Ludowej Spółdzielni Wydawniczej sprzed pięćdziesięciu laty to skarbnica takich właśnie opowieści o wsi.
U Oryszyn odrębne, oprócz Marychny, pozostają jej matka, Białawska oraz Ganowska. Pierwsza z nich, wcześnie owdowiała, wpasowuje się w społeczność, przyjmując rolę ojca rodziny. To ona, nie sąsiedzi, ma siłę, by urżnąć kaczce łeb. Z kolei Ganowska to postać graniczna: zielarka, babka od potajemnych aborcji, wreszcie chowająca podrzutka (czy tylko? – por. poniżej)
Tytułowa Najada to w swojej istocie figura męskiego strachu przed silną i niezależną kobiecością. To nie jakieś zwiewne widmo nieszczęsnego dziewczęcia, topielica, to siła, która może podważyć i podważa rzekomo odwieczne prawa rządzące wsią.
III
Przebłysk śródziemnomorskiego światła. Raz obejrzałam zdjęcie w jakimś czasopiśmie jakiegoś miasta. Białego miasta. Obok morze. Zaraz wyżej na brzegu białe wały, potem biała ulica, za nią śnieżne domy, inne niż nasze, takie wschodnie, kopulaste, ani jednego człowieka, ani jednego drzewa, tylko biało, bieluśko, aż w oczy kłuje (s. 77). Jakby obrazek z Hydry Leonarda i Marianne.
IV
Niedopowiedzenie, które kryje się w tej historii. Dziecko podrzucone pod drzwi Ganowskiej z karteczką „Sławomir”, otoczone aurą cichej wioskowej niechęci, cygańskie, to jest ciemnowłose. Jeśli starszy od Marychny (tego nie wiemy), datę urodzenia można by szacować na czterdziesty drugi, czterdziesty trzeci. Być może Sawka jest ocalonym, a Ganowska sprawiedliwą (a przez to podwójnie wykluczoną). [Klamra ratowania zamyka się na ostatnich stronach].
V
Ani słowa o Stachurze, obiecałem sobie. Zgodnie z intencją „Najady” czytać głos Oryszyn, nie głos czyjejś żony.
Przypisy:
(1) Jednym z najbardziej zabawnych fragmentów „Najady” jest historyjka Testy, nauczyciela regionalisty, który pięć razy śpiewać kazywał, coby se spisać zdunżył (s. 53).
(2) Wartość etnograficznego zapisu mają niektóre z opisów wiejskiej obyczajowości, zderzającej się z nowoczesnością. Sceny z jarmarku w Przyrowie są jak z „Jarmarku cudów” Hoffmana (tutaj).
1 Comment