Kroniki zarazy drugiego roku (1)

Andrea Savi, Widok na Etnę z Milo, 24 lutego 2021 r., źródło: https://www.facebook.com/severeweatherEU

I

Być może nazbyt przyzwyczailiśmy się do myśli o widowiskowym końcu świata, że pewnego dnia nastąpi z hufcami aniołów albo strumieniami lawy (przypominać będzie ognistą Etnę albo równie ognistą planetoidę jak z Larsa von Triera). Może koniec świata jest jak kret? Wytrwale drżący – kolejne dni, tygodnie, miesiące – w naszych dotychczasowych życiach.

Pocieszaliśmy się, że kiedyś odejdzie. Byle do lata, do grudnia, do pierwszych szczepień (rząd sądził, że wygaśnie jak tylko zwyciężą w wyborach). Tymczasem – wydaje się – będziemy żyć z końcem świata na co dzień, całkiem możliwe, że jeszcze długo, zawsze? Stopniowo pozbywając się tego, co było dotąd.

Nie ma już beztroski przekraczania granic, zwyczajnych urodzin, cmentarnego szaleństwa na Wszystkich Świętych, podróży, świąt, rodzin. Nie ma tamtego świata. Kret już przelazł dalej.

(Powrót do kronik, to znaczy powrót do obserwacji symptomów końca).

II

Rok temu było łatwiej. Świeższe były wspomnienia tego jak było kiedyś. Liturgiści (liturgicy?) mają takie patetyczne określenie statio orbis, zatrzymanie świata. Nadużywali go dawniej, nie wiedząc czym jest. Zrozumieliśmy je w marcu rok temu.

Pustka miast, legendy o powrocie zwierząt: przez te kilka tygodni oddychaliśmy głęboko. Jakbyśmy nagle pojęli, jak niewiele znaczy nasza obecność albo nasza nieobecność.

W gruncie rzeczy to był rodzaj święta. Bo – dobrze wiecie już teraz – nie ma nic gorszego niż rutyna końca świata.

III

W czasach pełzającego końca świata śmierć też uległa zmianie. Nie ukrywa się za uśmierzającymi obrządkami, pożegnaniami, papierosami i Jezusem Miłosiernym na drogę. Jest bezlitośnie ostateczna, ubrana w okrutny biały kombinezon, zaczyna się już pod koniec życia.

Oswajały nas z nią ciężarówki w Bergamo rok temu. Oswoiły na tyle, że nad czterystoma osobami dziennie przechodzimy bez mrugnięcia okiem. To, że czyha obok jest, jak w średniowieczu, pewne.

(W tym jest największy koniec świata).

IV

Prezydent Tanzanii na zarazę polecał modlitwę i święconą wodę. Świętej pamięci prezydent Tanzanii.

V

Ciąg dalszy historii pana O. Jeszcze kilka dni temu pan O wydawał się jedynie metaforą P. Z każdym dniem i kolejnym doniesieniem, o tym czym pan O jeszcze się zajmuje, dociera do mnie świadomości, że pan O i P to jedno.

1 Comment

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s