Dziennik. Miłość sikor

I

Cztery sikory Karla Ensa, rocznik prawie mojej babci. Niepomny ostrzeżeń Barańczaka (jeżeli porcelana to wyłącznie taka Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu) i Jergovicia (musisz mieć dwie spakowane torby, musi się w nich zmieścić cały twój majątek), patrzę jak między talerzykami sprzedawca owija je czarną folią. Rok okiennej tęsknoty za porcelanowymi figurkami.

Przecież – lekcja numer jeden – wszystko w naszych życiach kruche. Ty krucha, my krusi, nasze miłości, nasze przyjaźnie, nasze kruche domy, nasze kruche dłonie. Porcelanowe sikory nie czynią różnicy.

Ściskałem cztery sikory Karla Ensa, w czarnej folii i białej torbie, bo akurat uderzyła marcowa śnieżyca – w te dni napotykały nas na przemian śnieżyce, gradobicia, siąpiący deszcz, mróz i piękne słońce – i wiatr chciał, żeby odleciały udowodnić, że kruche oznacza, że ginie.

Tak się złożyło: na północ odleciały sikory z naszego balkonu. Ich śpiew ustąpił ciemnemu krakaniu.

II

Odwrotny świat przypomina ten zwyczajny. Kłamstwo wcale nie rzuca się w oczy: wszyscy uczą się języka na opak i wygodnie im z tym.

Tam, gdzie oglądamy mandarynki albo – tego roku – chodziliśmy na sanki, mieszka ów O, w nienaturalnie tanim mieszkaniu (i widok ma, i hałas na es osiem, wcale mu nie zazdroszczę). O nadaje się na symbol upadłego państwa, jakim stała się P, i tylko dlatego o nim piszę (bo o P nie chcę już wspominać), że obok mandarynki i sanki. Życie O, który swego czasu był lokalnym oszustem w jakimś Pcimiu, uległo gwałtownej zmianie, kiedy Kłamstwo stało się oficjalną ideologią P. Była to prawdziwa rewolucja miernot, coś jak karnawał, który odwracał porządek, wszystkich Salierich wszystkich dziedzin mianował Mozartami. Drobny oszust O stał się wielkim człowiekiem (ba, człowiekiem wolności).

Przypowieść o O jest tak naprawdę historią tego, co się stało z P – tak należy ją czytać między wierszami. Według panującej ideologii wszystko jest dobrze. Kochajcie się mamo i tato. Mam 11 tygodni.

III

W tym wszystkim najbardziej brakuje mi muzeów i ruin. W wyobraźni wchodzę znów do Brücke, pachnie sosną i berlińskim światłem. Albo w deszczowej Brugii podchodzę do Boscha. Każda wystawa w P to zawsze trochę zawód, więc rozumiem.

„Henryk Streng / Marek Włodarski” w Muzeum nad Wisłą jest wędrówką od ekspresjonizmu przez kubizm aż po socrealizm. Z Dzieckiem biegamy chaotycznie (potnę wszystkie muzea), czepiamy się obrazów, ale tylko na moment. Ostatni moment, nazajutrz zamkną muzea. Znowu za mało zobaczyliśmy.

W Polsce nie było surrealizmu, ponieważ panował katolicyzm – zastanawiam się zdaniem Tadeusza Kantora, które za dużo usprawiedliwia. Przypominam sobie zestawy „Mały ksiądz” w muzeum w Cadaques, miniaturowe ołtarze, przy których miniaturowe msze odprawiał Dzieciątko Dali.

Erna Rosenstein, Bez tytułu, 1954, z wystawy „Henryk Streng / Marek Włodarski”, MSN w Warszawie

Przed tym obrazem dłużej: niby socrealizm a jednak doskonała ironia. Zacznijmy od flagi, która indonezyjska. Na odwrót, w tym jest klucz do tego obrazu i do tego, co z P dzisiaj.

Ona w uniesieniu głosi cześć Wielkości. Te okrągłe zdania odczytuję z wniosków o dotacje. Może to nawet laudacja na cześć O albo referat o prawach kobiet. Obok ta w różu, zależy od tamtej. Nogi równo złożone: wyczuwasz nerwowość. Uwielbienie w niej podszyte jest lękiem.

Dwóch mężczyzn – ten z prawej do garnituru założył niebieskie gumofilce. Tego z lewej malarka nie znosi: jego twarz jest mała, ściągnięta i brzydka. Taki trup pod flagą i Bolesławem Bierutem (dziś w tym miejscu nasz papież).

Kolejna za stołem zupełnie nie wierzy, choć wie, że nie ma głosów sprzeciwu. Na tę uniesioną w przemowie patrzy z litością (lecz to też litość dla samej siebie). Na końcu sekretarz (on-ona nieważne) zapisuje to wszystko. Taka rola protokolantów, urzędników, których nie obchodzi sprawa, tylko święty spokój.

IV

Greka nie ma w poniedziałki. Muszę wieczorem sadzić z Jazonem smocze zęby w Kolchidzie, ale nie zastąpi mi to pasty z ikry dorsza. W poniedziałek hala śpi po upojnej sobocie. Poucza pani od ogórków: Lepiej zjeść jednego dobrego niż kilo złych (jakie to ewangeliczne).

V

Wszyscy czekamy na wariant brytyjski. Ten eksperyment udał się rządowi: przed Bożym Narodzeniem, gdy wszyscy ostrożnie zamykali granice, sprowadzić kilka samolotów rodaków, nawet nie pytając czy kaszlą. Kasłali. Nie mieli smaku (kto mając smak wraca do P?)

Teraz mapy nie przedstawiają już kółeczek jak rośnie. Teraz przyglądamy się rozlewiskom, nadciągają z północy. Kolejka do testów na Powązkach dzisiaj gra w węża na nokii.

VI

Cztery sikory Karla Ensa, pomnik kruchości na pierwszą rocznicę zarazy.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s