
Z życiem teraz nie jest najlepiej (Dziecko)
Kroniki drugiego roku zarazy
Niby dziennik przestał być kronikami zarazy, ale przecież wiadomo, że trwa jej drugi rok. Gatunek literacki – dziennik czasów zarazy – przeżywał swój renesans zeszłoroczną wiosną (w najnowszym „Kwartalniku Artystycznym” takiż dziennik Chwina). Moja rezygnacja z tej formy nie była tym razem, podyktowana jakąś odgórną decyzją, po prostu zaraza tak wrosła w codzienność, że przestała być widoczna.
Przyzwyczailiśmy się do spotykania wyłącznie oczu, do unikania bliskości i dotyku, do tych wszystkich tele-, wideo- i online-. Do zamknięcia we własnym domu, mieście i kraju. Taka jest też miłość czasów zarazy: na odległość, korespondencyjna.
Zaraza wydaje się wciąż nie odpuszczać. Pojawiają się kolejne mutacje. Mylą się już numery fal.
Szczepionka staje się następnym narzędziem władzy: tym podamy (na listę wpadają na przykład wierni władzy prokuratorzy), a tym nie wolno (ciągle więc wraca opowieść o złej Jandzie wyrywającej szczepionkę staruszkom). Podobnie jak z zarazą, władza nie radzi sobie ze szczepionką.
Ludzie umierają, bo odżywiają się niezdrowo – mówi załgany doradca marionetki. Jeden z wielu szalbierzy. Żyjemy, w którymś z kolei roku kłamstwa. W odwrotnym świecie, w którym obowiązuje język na opak. Mówi nim partia, naucza nim kościół. Transmisja mszy za matkę prezesa partii (coś jak w Korei Północnej) w rządowej telewizji.
Na kłamstwo, w którym żyjemy, którym oddychamy, ciągle jedyną odpowiedzią, jaką znajduję, jest wy…rdalać. Na tę zarazę nie wymyślono szczepionki.
Jutro pan odwrotnego świata opuszcza Biały Dom (trudno opowiedzieć o tych łkaniach, które rozlegają się w Polsce). O tym odwrotnym świecie, przeglądam notatki sprzed jedenastu lat, pisałem już dawno. Przewidywałem Polskę na opak. W dodatku do gry „Wsiąść do pociągu” z polską mapą (teraz ciągle w domu pociągi, trasy i rozpacze), najwięcej punktów dostaniesz, jak stąd uciekniesz.
Rytuał
Ekspres zabiera kawie duszę, dlatego wróciłem do bulgotania i zapachu w kuchni. Tak jak w roku narodzin, gdy co rano wlewałem do kubka w kropki gorący napój. Rytuał, tęsknota za j a k i m ś rytuałem. Gotowanie kawy, spokój domu.
Sanki
Tutejsze góry są z piachu, trzeba się namęczyć, żeby je odnaleźć w samym środku lasu. Przypominają wyżynę, choć to wydmy porośnięte miękkim mchem, jagodami i – teraz – śniegiem. Przyjechaliśmy na sanki: wracaliśmy w zawieję powoli, trzydzieści, czterdzieści. Jak się cieszę, że zawieja jeszcze nie jest pustym słowem.
Rożen
W budce z kurczakami z rożna (stylowa boazeria z początku epoki, usiłuję wypatrzeć papieżopolaka) trwała kłótnia, przerwana na chwilę, kiedy wszedłem. Obstuka pan buty – powiedział mężczyzna. Kobieta nie w sosie pakowała. Gdy tylko zamykam drzwi rozgorzała na nowo. Więcej, okazało się, że kurczaki roznoszą jak zarazę wzajemne urazy. Pachnące majerankiem udko jedliśmy więc łypiąc na siebie wilkiem.
Mróz
W niedzielę przyszedł mróz. Myślisz, że zabił poziomki? – zapytała przed snem A.