19.
Na Wyżynie już dawno dorżnęliśmy wszystkie przydrożne drzewa. Pamiętam je z dzieciństwa znaczone biało-czerwoni-biało, mrugające nocą. Zaraz za Wałbrzychem przestało rzęsiście padać. Gugelmap prowadził zadrzewionymi traktami coraz węższymi i coraz piękniejszymi. Ale jak tu zatrzymać samochód na środku i robić zdjęcia? Po co?
Jechaliśmy do miasteczka, którego nie ma, a które opisał pewien reportażysta. Opisane zatętniło życiem: parking pod browarem zapełniały warszawskie, wrocławskie i inne dalekobieżne auta. W tle majaczyły wzgórza, które na Sycylii jak nic ochrzczono by górami świętej Agaty.
Zupełnie inna była ta Kotlina.
20.
Niewiele z tego pamiętam. Maluchem jechaliśmy na wczasy do Miasta Karola Marksa w Enerde (nie szukajcie na mapach, nie warto). Nocowaliśmy u nich. Osiedle rozpoznaję, bo przypominało moje, tu też patronami są kompozytorzy. Drzewa jedynie podrosły o kilka pięter.
Wuj Roman, podobnie jak jego legendarny ojciec, jeździł na grzyby i jagody po okolicznych borach. Zapuszczał się nawet całkiem daleko, gdzieś pod Legnicę albo Głogów.
Tego dnia zaplanowaliśmy wygasłe wulkany. Na leśnej ścieżce pod pierwszym znaleźliśmy bazalty i krzaki pełne jagód. Nie bacząc na komary zaczęliśmy zrywać. Wtedy pomyślałem o nim.
Wuj Roman umarł w któreś święta.
21.
Nad Kaczawą świat wydaje się nienaruszony. Wcale nie chodzi o wulkany, które nie chcą wybuchać, a przecież rok dwa tysiące dwudziesty jest wprost stworzony do ich obudzenia.
Miasteczka i wioski siedzą tu uśpione od co najmniej wojny (której? pierwszej? drugiej?) Zboże faluje po polach. Pachną lipy. Zza wzgórz wystają kościelne wieże.
22.
Drugie Przyjście miało nastąpić po dwudziestu latach (por. nr 9), postanowiłem o tym, żaden bóg w pobłoconych butach. Ważka leżała martwo na kamieniach, ale podniesiona na palcu gramoliła się z wysiłkiem przed siebie. Miała przetrącone skrzydło, niemniej ufałem, że się zagoi. Delikatnie zsunąłem ją na liście. Świtezianka błyszcząca.
Kiedy zeszliśmy z najpiękniejszej – jak podają przewodniki – góry, nie było świtezianki, nie było też liści ani łodygi. Traktor apokalipsy zniszczył zarośla.
23.
W przeciwieństwie do dziewczęcych duchów wodnych, które pozowały Canovom i prerafaelitom, duchy gór przedstawiano jako posępnych brodatych dziadów –
siedzimy po czeskiej stronie, bo jest wyżej o metr. Doprawdy rozczula ta narodowa rywalizacja o każdy centymetr wielkości. Ekspedycje z najnowszym sprzętem mające udowodnić, że najwyższy jest wyższy, bo nasz. W każdym razie, obok znaczków z urzędową czeską wysokością, sprzedają lentilki i lizatka z krecikiem.
– może dusze gór przybierają postać niewinną, zwiewną. Może gdzieś je ujrzę. Przywidok przypadkiem na tysiącu sześćset trzech metrach.
24.
Okno, przez które zmieniają się pory dnia i chmury.
Dziewczynka w białej sukience przez moment bawi się z kotem.
Mgnienie między wschodem a zachodem. Harmonia.
25.
Brunnen vor dem Tore,
da steht ein Lindenbaum:
Ich träumt in seinem Schatten
so manchen süßen Traum.
Damy dworu wypływają z powozu. Z pięknej karety kurfirst. Letnisko z marzeń: niby daleko od stolicy, ale wszyscy wkoło znajomi. Patrzcie – mówi radca nuworysz – tamte pagórki jakby wypadły z dekoltu grafini von und zu … . Chichot od strony księżnej. Marzenie – spędzać czas z przyjaciółmi.
Pod neogotykiem z lodowni kuchciki niosą pstrągi na wieczerze. Zanim ich pożre historia.
26.
O czym myślałem wchodząc po południu sam na dwa kształtne wzgórza? Pośród jakich wzgórz układałem głowę do snu – we śnie?
Budził mnie zapach mokrej ściółki, przyspieszone tętno, smak wody na szczycie.
Dawno temu góry nastrajały mnie religijnie. Godzinki w trawach Beskidu Niskiego to było prawie twarzą w twarz, podobnie jak wyprawa z Sz. na Piotrusia (nirwana – notowałem wówczas egzaltowanie). Z każdym przewyższeniem rozbudzał się we mnie fanatyzm. Ciągle wymagałem hierofanii.
Z rozmyślań nad szarlotką wynika, że po raz pierwszy jestem w górach jako dorosły. (Choć może siebie przeceniam).
27.
Nizina zjawiła się nagle wczesnym popołudniem.
1 Comment