Maria Iwaszkiewicz, Portrety

104321936_2721769594721782_8513256060571768275_o
źródło: https://www.facebook.com/Wydawnictwo.Akademickie.SEDNO

Nie wiem czy kiedykolwiek użyłem określenia uroczy, jeśli chodzi o jakąś książkę. Teraz zapisuję: uroczy. „Portrety” nie są pompatyczne, co zdarza się wielu autorom, kiedy zaczynają wspominać ludzi, których już nie ma. Ba, nawet „Książka moich wspomnień” Jarosława napisana bardzo elegancko jest – mimo wszystko – poważna.

W swej fascynacji Jarosławem zawsze podchodziłem ostrożnie do bezpośrednich świadectw jego bliskich. Tak jakbym podejrzewał jakąś wynikającą ze stronniczości nieszczerość. Zresztą, pamiętam, w okolicach „Listów do córek” zdziwienie jednej z nich, co ojciec pisał o niej do drugiej. Co innego dzienniki i właśnie listy pisane na żywo, bez zbędnej cenzury pamięci.

Ale „Portrety” są inne. Nie dłuższe niż dwie, trzy strony, uwieczniają ludzi w drobnych błyskach. Tak jak działa nasza pamięć, wyławiając scenki zabawne lub tragiczne (tutaj stanowczo więcej zabawnych) i czyniąc z nich synekdochę danej osoby. Leżę więc wieczorem w łóżku i zaśmiewam się do rozpuku z tego, co ktoś powiedział siedemdziesiąt lat temu.

Urocza, naprawdę urocza książka, powtarzam.

1 Comments

Dodaj komentarz