
(…) skręciliśmy z drogi na kartofliska, w dół, gdzie była mgła, która z drogi wyglądała jak białe płótno, ale kiedy weszliśmy w nią, była tylko czymś zimnym i wilgotnym, za czym wieś i droga znikły, i las także (…) A na polach blisko drogi palili badyle i powietrze pachniało dymem, tak jak mgła na dole wilgocią (s. 59-60).
Mierzeja w mojej głowie potrzebowała prozy. Ta w cienkiej książeczce wycofanej z biblioteki w Bejdach ma ponad pół wieku. Ludzie wydają się w niej jak ziarenka piasku, przyglądam się im, czytam na dobranoc A. Więcej złych zakończeń niż dobrych. Chłód i upał namacalne.
Bohaterowie i sam tekst się zestarzeli, obrazy zrobiły się czarno-białe jak w telewizorze z mojego dzieciństwa (zapisałem to zanim natrafiłem na adaptację filmową opowiadań – tutaj), tylko melancholia Mierzei wciąż taka sama jak nad chłodnym morzem.
(Kazimierz Orłoś, Między brzegami, Państwowy Instytut Wydawniczy, maj 1961)

1 Comment