
Zachęciła mnie do Szymborskiej i Filipowicza J. podsyłając co smaczniejsze kąski. Rzeczywiście oboje korespondenci są mistrzami formy epistolarnej. To są zresztą zupełnie inne listy niż korespondencja Jarosława: obfita i ciężka, tymczasem tutaj większe listy zaznacza się tytułem wielki list. Niektóre to wyklejanki z dopiskiem, w innych w najlepsze trwa zabawa ze stylem. (Nauka o listach coraz szybciej, o zgrozo, zbliża się do archeologii). Ale miałem wrażenie, że ten, dość intymny w gruncie rzeczy zbiorek, jest jeszcze za świeży. Jeszcze nie byliśmy gotowi, żeby grzebać w cudzym biureczku.
Wisława nie zdradza nic ze swojej sztuki pisania, choć to akurat byłoby ciekawe, już więcej Kornel. Te listy w treści są zupełnie zwyczajne. Dużo dowiadujemy się o życiu wędkarzy i kolekcjonerów pocztówek – ich dwa lejtmotywy, pomijając oczywiście uczucie. Ono jest nadzwyczaj dyskretne, toczy się pomiędzy niemiarowymi szczupakami i kolejnymi wizytami w antykwariatach. Dygresja osobista: pomyślałem o I. i H., o brydżu z przyjaciółmi, mocnej kawie i numerach „Działkowca”, mieli w sobie coś podobnego do W. i K. z „Listów” (a może na odwrót, może to W. i K. byli podobni do nich?)
(Wisława Szymborska, Kornel Filipowicz, Najlepiej w życiu ma Twój kot. Listy, Znak 2016)