(W filmie ten kadr pojawia się dwa razy: raz jest właśnie tym zdjęciem, raz dziecięcym rysunkiem opisującym rodzinne szczęście; źrodło: spidersweb.pl)
Wychwalanie rodziny zrobiło się w naszym kraju bardzo poprawne politycznie. Wiadomo, że zdrowa rodzina buduje zdrowy naród. Kręcimy się dookoła w zaklętym kręgu więzów krwi, tak lubianych przez wszystkie prawicowe reżimy, dla których kontrolowanie ludzkiej rozrodczości stanowi fundament ideologii. Zresztą ostatnio czytany reportaż o Japonii także opowiada o więzach krwi jako podstawie tamtejszego systemu społecznego.
(Spojler) Kolejny film Hirokazu Koreedy znów skupia się na podważaniu wagi tych więzi. Znajdujemy się z kamerą w mieszkaniu zupełnie innym niż te z wysublimowanych estetycznych japońskich rycin, przypomina raczej slams. Pięcioro siedzących nad zupą błyskawiczną osób (wkrótce pojawi się tam jeszcze jedno dziecko) wydaje się być najzwyczajniejszą ubogą rodziną – taką, która wprawdzie zupełnie nie wpasowuje się w nasz stereotyp Japonii – ale przynajmniej odpowiada naszym o rodzinie wyobrażeniom. Nic bardziej mylnego – jak dowiemy się w ostatnich minutach, już po katastrofie.
Rodzina jest ławicą. Można by pokusić się o stwierdzenie, że to nie forma decyduje o tym, czym rodzina jest, ale pełniona przez nią funkcja (forma – mówi to wam niedoszły etnograf – jest bowiem jedynie konstruktem społecznym: w tym momencie mdleją prawicowi publicyści). Kluczem do filmowej opowieści jest bajka „Swimmy” Leo Lionniego, w której dla obrony przed tuńczykiem, małe rybki pod wodzą tytułowego bohatera, rybki z przeszłością, pływają w kształcie wielkiej, groźnej ryby. „Złodziejaszki” to właśnie historia takiej małej ławicy.
(4,0/4,5)
Posłowie
W „New Yorkerze” znajduję artykuł Elifa Batumana na temat japońskiej instytucji wynajmu krewnych. W społeczeństwie, w którym więzy krwi zostały usankcjonowane zarówno obyczajowo, jak i prawnie, jako jego główny budulec a „rodzinność” stała się najważniejszym wyznacznikiem tożsamości narodowej rozwinął się biznes oparty na udawaniu więzi.
W miejscach i sytuacjach społecznych, w których wymaga się udowodnienia rodzinności, opłaceni aktorzy mogą udawać: szczupłą matkę ucznia (otyli rodzice są powodem do wyśmiewania); ojca, który przeprosi rodzinę ciężarnej dziewczyny syna; córkę, która dawno opuściła ojca i zmarłą żonę dla wdowca.
Od właśnie takiej historii zaczyna się reportaż. Przy stole siedzą ojciec, matka i córka, a wszystko wskazuje, że są zwyczajną rodziną (zważywszy na cenę usługi uciekania od samotności, w niczym ów pokój i stół nie przypomina tych z filmu): matka ugotowała ulubione danie ojca (opisał je w formularzu zamówienia), a córka przekomarza się z nim (tak jak lubił – zaznaczył). Nic bardziej mylnego.