(fragment filmu „Niewidzialna ręka”, reż. S. W. Malinowski, 2009)
Pomyślałem sobie, że taka książka o dobrych uczynkach to dobry pomysł. Zresztą jakieś przebłyski z komiksów o Tytusie. Tyle dobroci, więc warto przeczytać. 2 miliony dzieci zrobiło 10 milionów dobrych uczynków, reklamowała okładka. Ale to było na początku. Dobre uczynki są piękne, bo dobre – tak chciałem w recenzji napisać.
Potem pomyślałem o Pankracym. Że to było strasznie nudne i ciągle marzyłem, żeby oni wreszcie wyszli do obiecanej babci-sąsiadki i pokazali jakiś inny pokój, kuchnię, cokolwiek. Ja wiem, że żyjemy teraz w szybkich czasach, ale tamto jeszcze w czerni i bieli ciągnęło się jak flaki z olejem. Nie lubiłem Pankracego – tak chciałem w recenzji napisać.
Ale to książka, jak się okazało, nie o tym. To wyjątkowo gorzki traktat (tak, traktat bardziej niż reportaż) o współczesnej Polsce, o nas samych, o podziale kraju na dwa walczące obozy, o braku możliwości czynienia dobra, o niejednoznaczności – nawet dobrych – ludzi. I tak jak w „Tataraku” Wajdy w fabułę nagle wdziera się śmierć i zupełnie osobista historia aktorki (nie bohaterki), tak tutaj w „Niewidzialnej ręce” w reportaż wkracza jego autor, on sam ze swoim życiem.
Powstaje z tego niezwykle ważna książka, jedna z ważniejszych tegorocznych książek, nie o dobrych uczynkach albo Pankracym, ale o Polsce.
1 Comment