– Ten czwarty [17 – przyp. a.b.] zeszyt mógłbym wydać, tylko trzeba zmienić postaci i przerobić to na literaturę.
– Na powieść?
– Raczej krótkie absurdalne opowiadanie.
To postanowione: jest ich dwóch – miły, liryczny, dobroduszny bohater i złośliwy, gorzki, zazdrosny osobnik piszący dziennik (27.09.1997). Potem będzie się to zmieniało. Ostatnio miły i liryczny bywa piszący (co może potwierdzić A.)
Zeszyt 14, sierpień – październik. Ogląda Paryż, Paryż – coś pięknego – zapisze. Ale większe wrażenie zrobi na nim zimą widok ze wzgórza Czwartek na zamglony Lublin (widok zapamiętany, nie potrzebuje dziennika ani fotografii).
Zeszyt 15, październik – grudzień. Wygląda na idealistę (tak twierdzi M., która pojawia się też na blogu, a bohater jak nikogo darzy M. estymą). Znowu pogrąża się w zmyślonych miłościach. Nic nie wskazuje na to, co się ma stać w marcu.
Zeszyt 16, grudzień – marzec. Wierzy, że przetrwają fotografie. Skrzętnie je opisuje: biegnie po odbiór zdjęć, ufając, że dzięki temu zachowa chwilę.
I nagle na ostatniej stronie zapisuje o J.: i teraz ona jest dla mnie ważna.
Zeszyt 17, marzec – czerwiec. O żadnej innej wiośnie przez siedemnaście lat, nie napisze, że to najpiękniejsza wiosna życia. Zmienia się wszystko łącznie ze sposobem zapisu, intensywnością zdań. Trzy miesiące przedziwnej opowieści o uczuciu, które potrafi przeorać rozum. J. Od tej pory wszystko będzie już inaczej.
Tego człowieka, bohatera, już dobrze znam.
1 Comment