
Dlaczego baletnice noszą koczki? – spytałem A. zaraz po pierwszych stronach. Pytanie to dręczy mnie nie od dzisiaj, zważywszy na to, że pracuję rzut beretem od szkoły baletowej. A. nie odpowiedziała, komiks zresztą też nie. Nie odpowiedział również na pytanie, dlaczego w ogóle iść do szkoły baletowej: o ile muzyka zawsze była dla mnie czymś ważnym, o tyle baletu nigdy nie rozumiałem (chociaż może do niego też już dorosłem?)
Obojgu nam „Polina”, rysowana twardą kreską i mocno cieniowana, skojarzyła się z filmem „Whiplash” (tutaj). Postawiłem nawet tezę, że bohaterem komiksu tak naprawdę nie jest młoda zdolna baletnica, ale jej nauczyciel Bożyński, a może więcej: jego niespełnione artystyczne ambicje. Narracja wciąga, nawet jeśli nie doceniasz oschłości rysów wszystkich bohaterów.
A że wszystko się ze sobą łączy – co było do udowodnienia – Polina wyjeżdża do Berlina i nawet narysowany jest Hauptbahnhof (autor bloga o Berlinie pisał ostatnio tutaj).