Stosunki czy kontakty z tzw. ludem straciły dla mnie urok
(Paweł Hertz do Jarosława Iwaszkiewicza, 29.11.1935)
Spotkałem się ostatnio z konserwatywnym filozofem i jak przystało na etnografa rozmawialiśmy o ludzie. Konserwatywny filozof bardziej wierzył w lud niż etnograf, bo ten się ludu bał, ludowi nie ufał. Zamiast ludu chciał widzieć jednostki i ich wybory. Pisał już nawet dwa razy: radosna gawiedź z chorągiewkami, każda niegroźna gawiedź, w ciągu minut może zamienić się w siejący zniszczenie motłoch. Gawiedź i motłoch to przecież tylko dwa stany skupienia tego samego tłumu.
Filozof mówił mniej więcej tak: Jedyne czego pragnie lud to Heglowskie uznanie. Lud poczuł się kimś wielkim z powodu „Solidarności” a potem został zdradzony przez Balcerowicza, uciekł więc w miraże wielkości, takie jak kibicowanie gwiazdom sportu i rozrywki. Możemy teraz nadać ludowi na nowo wielkość, dać mu ideę narodową.
Pięknie to mówił ów filozof, prawie etnografa przekonał, bo też go pociągają Wielkie Idee, ale tenże pomyślał sobie, że to wyobrażenie o ludzie jest jedynie fantasmagorią intelektualisty, jego wyrzutem sumienia. On nie mówi byliśmy głupi, on oskarża byliście głupi.
Zaczął pytać samego siebie: czy lud potrzebuje idei czy raczej chleba? czy poczucie krzywdy, które niesie, wynika z owej zdrady czy z właściwości ludu? czy nie jest tak, że lud daje się z niskich pobudek manipulować i to jest właśnie w nim niebezpieczne, że ta wielka idea, którą mu dajemy może być ideą straszną? czy myślenie o ludzie jako o masie, a nie jednostkach, samo w sobie nie jest totalitarne? czy prawdą jest założenie, że lud stał po stronie wolności (czy też idea wolności została podpięta przez intelektualistów pod postulaty całkowicie bytowe?)
Filozofowi trzeba w jednym przyznać rację. Kto ma posłuch ludu, ten utrzyma władzę, nie wiadomo jedynie jaką cenę zapłaci i jakie zbiorowe instynkty obudzi.
2 Comments