
(U góry: Sonay i Selma, leży Lale, poniżej Ece i prawie niewidoczna Nur)
„Mustang” należy do gatunku filmów o dorastaniu (choć angielskie coming of age jest chyba trafniejszym określeniem). W nich zawsze zaszyty jest dramat, bo jak zauważa Poetka: znad talerza,/ znad książki,/ sprzed lustra,/ porywane bywają do Troi. Różnicą między filmami jest tylko skala dramatu, tutaj, w „Mustangu”, przeobrażającego się w tragedię. Film Deniz Gamze Ergüven jest przepięknie sfotografowany, chwilami przypominając ujęcia zakazanego Davida Hamiltona. Kiedy wróciłem, powiedziałem A., która „Mustanga” oglądała jeszcze w grudniu, że z powodu takich dobrych filmów, żal, że się teraz nie chodzi do kina tak często jak kiedyś.
To film o wolności. Zgadzamy się z A., że można odczytywać go na dwa sposoby. Podążając za historią sióstr i tym jak narzucana jest im niewola w drewnianym domu w małej wiosce lub traktując go jako metaforę tego, jak niezauważalnie, małymi kroczkami wolność bywa odbierana. Każda wolność, także ta polityczna (ale tym razem nie rozpiszę się o bieżącej polityce). A jeśli jesteś roztargniony lub zbyt ufny, to nawet nie zauważysz, że już nie ma ucieczki.
I ci, co odbierają wolność, bardzo często używają argumentów moralnych. O tym też mówi „Mustang”: o kontroli moralności przez niemoralnych, o rzekomej ochronie czystości jako przyczynie zniewolenia, o upokarzaniu jako narzędziu kontroli. Można mówić, że to tradycja, religia, dobry zwyczaj, a tak naprawdę chodzi o pełną władzę jednych nad ciałami drugich.
Słowa klucze: niebieska bombonierka, morze, czerwona ciężarówka
4,5/4,5
1 Comment