Wyspy. Ostrów Tumski / Lesbos

W historii duchowej Polski (o ile państwa posiadają duchowe historie), obchody Milenium Chrztu Polski przygotowane przez kardynała Wyszyńskiego zapisały się na trwałe, stając się jakąś cezurą, punktem zwrotnym dla polskiego Kościoła. Można zarzucać kardynałowi zamykanie się na nowoczesność czy rozbudowany kult maryjny, ale z pewnością nie można odmówić mu zmysłu politycznego. Tego, że w konfrontacji z władzą ludową, utrzymał rząd dusz, że kiedy władza trudziła się organizowaniem konkurencyjnych obchodów (zresztą bardzo udanych, o czym świadczy tysiąc czterysta szkół), potrafił przyciągnąć masowo ludzi. Nieposiadający władzy politycznej Kościół osiągnął wówczas gigantyczny sukces, co zadecydowało też o jego późniejszej roli w przemianach.

Pięćdziesiąt lat później polski Kościół ma władzę polityczną. Pierwszy raz, od czasów przedrozbiorowych, znajduje się w tak komfortowym, z punktu widzenia hierarchii, położeniu. W kategoriach mundanita (światowości, przed którą ostrzega Franciszek) osiągnął sukces. Jednakże symbioza z rządzącymi stawia Kościół, z punktu widzenia części wiernych, w bardzo niewygodnej sytuacji. Jego ambiwalentna postawa w stosunku do imigrantów, jego otwarte wspieranie działań rządu i krytykowanie opozycji, wreszcie pycha. Przed samymi obchodami pojawia się list, w którym Kościół żąda całkowitego zakazu aborcji. Ten sam Kościół nie umie (a może po prostu nie chce) poradzić sobie ze zgorszeniem, które wywołuje arcybiskup Paetz. Obchody jubileuszowe stają się teatrum władzy, większość katolików podchodzi do nich obojętnie, triumfująca hierarchia fotografuje się z ministrami i marszałkami. Spektakl polityczny a nie wydarzenie duchowe. Co więcej, przysłaniający tak potrzebny wszystkim Rok Miłosierdzia.

Zresztą obchody przyćmił zupełnie Białystok i wmaszerowujący do kościoła nacjonaliści, i to zdjęcie, gdzie pod bramą miłosierdzia stoją spadkobiercy brunatnych mundurów z napisem „nacjonalizm”. I to wymowne milczenie kościelnej hierarchii.

Dzień po obchodach chrzcielnych, mogliśmy zobaczyć Kościół zupełnie inny od polskiego, Kościół ewangeliczny. Franciszek przybywający na Lesbos do środka ludzkiej biedy i beznadziei, na przekór politykom i ich brudnym dealom ponad głowami uciekinierów. Chrześcijaństwo, które nie zna odpowiedzi, trwa tylko przy tych, którym jest najgorzej. Pozbawione pychy, żądzy władzy i ambicji, by narzucać siebie innym. Ten kontrast między Ostrowem Tumskim i pustymi fanfarami, między Parteitagiem w białostockiej katedrze a Franciszkiem na Lesbos zawstydza. Zawstydza nas sytych i w dobrym o sobie mniemaniu, katolików od ponad tysiąclecia, którzy wołają o jednej rasie, o Bogu, honorze i ojczyźnie, celebrując puste gesty. (W poniedziałek we Franciszka uderzą katoliccy redaktorzy, zarzucając mu utopię. Racja, chrześcijaństwo jest utopijne, jest pełne wiary w człowieka. To judaizm w wersji faryzejskiej stąpał twardo po ziemi).

Nie mamy czego świętować, myślę, porównując Ostrów Tumski i Lesbos. Po tysiącu i pięćdziesięciu latach nadal nie rozumiemy, o co chodziło temu Bogoczłowiekowi z Nazaret.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s